sobota, 16 listopada 2013

Rozdział III: Jest nas dwójka, a ona jest tylko jedna.

 


-OCZAMI JULII-

Nie byłam do końca pewna, czy już się obudziłam, czy wciąż śpię, gdy moim oczom ukazali się rodzice. Już dawno o nich zapomniałam, oni o mnie jeszcze wcześniej. Przyjechali tu o mnie walczyć, czy może przypomnieć sobie jak wyglądam?
- Cześć kochanie! - krzyknął ojciec wchodząc do kuchni przy tym uśmiechając się i energicznie machając ręką, którą miałam ochotę połamać.
Uniosłam się na leżaku, szukałam wzrokiem mojego kolegi, który - o ile dobrze pamiętam - przygotowywał mi obiad. Opierał się na futrynie i uśmiechał się. Nic nie wiedział. Był zjarany tym, że pozna moich rodziców. Tak to wyglądało. Wreszcie popatrzyłam na ojca ze zmrużonymi oczami.
- Żartujesz sobie ze mnie? - zakpiłam.
- Kotku, mogłabyś wreszcie zmądrzeć. - pouczyła mnie mama.
Zmądrzeć? KOBIETO, czy ty siebie słyszysz?! Kiedy poznałaś takie słowo? Jestem pewna, że nie będąc na trzyletnich wakacjach!
- Nie odzywaj się do mnie jak do córki. - zdenerwowałam się - Jesteśmy teraz w kontaktach takich jak ty z... Leo. - zawahałam się i wskazałam ręką na Messiego - Powiedziałabyś do niego kotku? Nie. Czuj się jakbym była ci obca. Bo jestem. Właściwie nie mam o czym z wami rozmawiać, zdania nie zmienię, bo żyje mi się świetnie bez rodziców. Wiele mnie to nauczyło, potrafię być samodzielna i nie potrzebuje dwójki ludzi do życia. Zresztą na co tacy jak wy? Żeby wiecznie mnie zawodzili? - westchnęłam.
Skąd mi tyle na język przyszło?  Mogłabym mówić dalej, ale ostatecznie wstałam i wskazałam im kierunek

wyjścia. Ewakuowali się z okropnie śmiesznymi minami. Kompletnie nie wiedzieli, co mi odpowiedzieć.
- Jak oni mnie tu znaleźli? - myślałam głośno, wchodząc do kuchni.
W drzwiach stał Lionel z miną mówiącą 'what the fuck?'.
- Gdzie to spaghetti? - zapytałam, gdy poczułam jak burczy mi w brzuchu.
Wybuchł śmiechem.
- Jesteś genialna. - podszedł do mnie i 'pogłaskał' mnie po głowie.
Pogłaskał... akurat! Miał taką siłę w dłoniach, że rozpieprzył mojego idealnego kucyka. Postanowiłam mu oddać i uderzyłam go pięścią w brzuch. Skutki takie same jak ostatnio: ucierpiałam na tym bardziej niż on.
- Opowiedz mi o swoich rodzicach. - powiedział.
- Ech, ostatni raz widziałam ich kilka dni przed wyjazdem do Barcelony. Ja widziałam ich, a oni nie widzieli mnie. Wiecznie młodzi, zakręceni i tacy 'kól'. Za takich się mają, a bynajmniej mieli wtedy, gdy wybrali życie w podróży zostawiając mnie z babcią. Nie było ich T R Z Y lata. TRZY, ponad TRZY. Który normalny rodzic odjeżdżając mówi, że będzie za miesiąc a wraca po T R Z E C H latach myśląc, że wszystko jest okej? To takie chore, że mając trochę ponad trzydzieści lat, zachowali się bardziej niedojrzale od nastolatki. - zatrzymałam się na moment -  Błąd dzieciństwa. Mogłabym to tak nazwać, gdybym miała trochę dystansu do tej sprawy. Ale nie mam.

Znaleźliśmy się tak blisko siebie. Tylko puste centymetry były między nami. Lekko uniosłam głowę, by móc zagłębić się w jego spojrzenie kipiące radością. Nikt nie powiedział, że Leo jest wysoki, ale pewnie gdybym miała go pocałować, to musiałabym stawać na palcach. Ach, te moje niepełne metr sześćdziesiąt.
Popatrzyłam w jego ślepia by wyczuć radość i optymizm, tak jak wcześniej, jednak teraz spojrzenie było inne. To taka błahostka, a potrafiłam to zrozumieć. Umiał przekazać swoimi oczami uczucia. Ja też mam takie nadprzyrodzone moce? Nagle coś poczułam. Ścisk w głowie i świat zaczął wirować. Po chwili upadłam.

-OCZAMI LEO-

Zamarłem. Julia zemdlała, kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić. W końcu chwyciłem za telefon i zadzwoniłem po pogotowie. Czekając na karetkę zadzwoniłem do Alexisa. Nim odebrał, usiadłem na podłodze obok jej i złapałem ją za rękę. Czułem się taki pusty, bałem się o przyczynę tych sytuacji. Najpierw był krwotok, teraz zemdlała. To może być anemia. Nic strasznego, co mnie uspokoiło.
- Alexis, Julia zemdlała. Za chwilę przyjedzie pogotowie, myślę, że ucieszyłaby się gdybyś był przy niej. To chyba lepsze niż moje towarzystwo.
Co do tego nie miałem wątpliwości. Po tym, że Alexis zdradza swoją dziewczynę z Julią można było wnioskować, że lubią się bardziej. Znają się dłużej, a Sanchez nie potraktował jej tak, jak ja na początku naszej znajomości.
- Co się stało?! Daj mi znać do jakiego szpitala jedziecie, a ja tam za chwilę będę.
- Nie wiem co się stało. Rano miała krwotok z nosa, teraz zemdlała stojąc naprzeciwko mnie, nic nie robiła. Wcześniej spała ponad 30 minut. - co raz bardziej się denerwowałem.

- Cholera. Wyślij mi smsa z info o szpitalu, jak już będziesz wiedział. Jesteśmy w kontakcie. - rozłączył się.
Popatrzyłem na Julię. Czułem pustkę nie dlatego, że się bałem. Ta pustka we mnie to ona. Nie czuła nic, więc ja też. Jest częścią mnie. Każdego dnia, po każdej chwili spędzonej z nią, czuję, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Bynajmniej, ona jest przeznaczona mi. I tak już będzie. To śmieszne, że rzuciłem wszystko dla niej. Zarazem trochę ryzykowne i głupie. Pozostawiłem narzeczoną dla kobiety, która nie jest moja. Dla takiej, która nie wie, że ją kocham. Takiej, która nie kocha mnie, ale ja chce zrobić wszystko, by poczuła się przy mnie tak jak sobie wymarzyła. Żeby poczuła kim dla niej jestem i zrobię wszystko, żebym był dla niej tym kimś. Pod kamienicę podjechała karetka. Musnąłem Ją po policzku i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych, by je otworzyć. Ratownicy wpadli jak burza. Wypytywali się o wszystko, o czym nie miałem pojęcia. Czy Julia na coś choruje, czy ma uczulenie, alergię, czy przyjmuje leki i czy to pierwszy raz. Kiedy pakowano ją na nosze, poszedłem na przedpokój poszukać kluczy od mieszkania. Wyszedłem z mieszkania zaraz za lekarzami. Pozwolili mi na wejście do karetki mimo, że nie jestem rodziną. Za darmo tego nie zrobili. Każdy chciał mieć ze mną zdjęcie. Wysłałem Alexisowi adres szpitala.
Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Nie żadnego z ratowników, a Jej. Wreszcie poczułem się lepiej. Uśmiechnąłem się do niej i złapałem ją za dłoń. Odwzajemniła uśmiech.
- Nie chcę tam jechać. - szepnęła do mnie.
Zacisnąłem jej dłoń mocniej.
- Będzie dobrze, zrobią ci badania i wrócisz do domu.
- Dziękuję. - wciąż szeptała, widocznie nie miała siły na mówienie.
- Nie masz za co mi dziękować. Alexis przyjedzie do szpitala. - wspomniałem.
- O nie...
- Hm? Pokłóciliście się? - coś zaczęło mi świtać, byłem okropnie ciekawy.
- Nie, po prostu... ech... no Alexis zdradził Laię.
- Z kim? - zapytałem prosto i szybko.
- Wszystko musisz wiedzieć? - uśmiechnęła się.
- Tak. - puściłem oczko.
Milczała. Wiedziałem, że to ona się z nim przespała i bałem się, że łączy ich jakieś uczucie. Nie mogłem być za to zły, ona nie była moja.

-OCZAMI JULII-

Byłam bardzo szczęśliwa, że Messi przy mnie teraz jest. Każdego dnia bardzo się do siebie zbliżaliśmy. To dla mnie bardzo ważne, że potrafił wykorzystać swoją szansę. Już w tak krótkim czasie udowodnił, że na nią zasłużył. Wiedział, co robić, żebym mu ufała. Jednak nie był taką życiową ofiarą, za jaką go uznawałam.
- Dziękuję.  - uśmiechnęłam się do niego.
- Za co? - zmrużył oczy uśmiechając się.
- Za to, że jednak się do mnie odezwałeś i za to, że tutaj jesteś. Mogę cię o coś prosić? - powiedziałam to przez łzy. Nie wzruszyłam się, to przez mój strach do szpitali. W jednym momencie przybiegły do mnie wszystkie złe wspomnienia o śmierci mojej babci.  Wtedy kiedy była już tylko ona, ponieważ moi rodzice odrzucili ją z chwilą gdy odrzucili mnie.
- Hej, nie płacz. Będzie dobrze, będę przy tobie, jeśli tego chcesz...
- Właśnie o to chciałam cię prosić. - uśmiechnęłam się przez łzy.
W szpitalu pobierali mi krew, wbili wenflon i zlecili jakieś kompletnie obce mi badania. Te białe ściany, sterylnie wyczyszczone obiekty, brzydkie łóżka z zimną pościelą przyprawiały mnie o ciarki. Sztucznie uśmiechający się lekarze i chorzy ludzie wymiotujący pod siebie. Chciałam już do domu. Właściwie, do mieszkania. Mimo, że nie byłam do niego przywiązana, to czułabym się tam lepiej.
- No i gdzie ten Sanchez? - zastanawiałam się głośno.
Tak naprawdę, nie był mi on potrzebny. Nie mogłam być przecież na każde jego zawołanie, kiedy jego związek się sypał. Jeśli teraz zostawił Laię i jedzie do mnie, to oboje mamy przerąbane. Wcale go tu nie chciałam również przez obecność Leo. Ufałam mu. Chciałam, żeby tu był, bo mi na tym zależy. Chciałam żebym była dla niego ważna, ale nie wiem skąd wzięło się we mnie to pragnienie.
 - Dopiero napisałem mu, na którym piętrze jesteś. Zaraz będzie, spokojnie. - powiedział siedzący obok mojego łóżka Leo.
- Dlaczego jesteś taki zdenerwowany? - coś mnie podkusiło, by go o to zapytać widząc jak nerwowo się zachowuje.
Usiadłam na łóżku i popatrzyłam mu w oczy.
- Nie lubię szpitali. - wzrok skierował w inną stronę, gdy to mówił.
- Kłamiesz. - powiedziałam pewnie.
- Nie. - przytulił mnie.
Poczułam się bezpiecznie mimo tego, że byłam w pomieszczeniu, które nawiedzało mnie w koszmarach. Sprawił, że czułam się dobrze pomimo mojej niewiadomej sytuacji. Mogłabym być w jego ramionach już do końca tej przygody ze szpitalem, wtedy byłaby to dla mnie czysta przyjemność. Przeszkodził nam Alexis.
- Zdolny Sanchez sprawia, że ludzie się do siebie zbliżają. Brawo ja! - zaśmiał się.
Leo cicho westchnął gdy mnie puszczał i przywitał się z Alexisem.
- Jak się czujesz, mała? - zapytał siadając obok mnie.
- Lepiej. - uśmiechnęłam się sztucznie.
Kłamałam. Cały czas czułam się tak samo, nie było mi źle, ale się bałam. To miejsce kojarzy mi się tylko ze śmiercią. Wiedziałam, że nie umrę od krwotoku z nosa, mimo wszystko byłam przerażona.
- Co z Laią? - zapytałam przyjaciela.
Jak mam się go pozbyć? Tak, to chamskie. Chcę, żeby mój najlepszy przyjaciel wyszedł, kiedy czuje się potrzebny, jednak powinien zrozumieć, że w tej chwili może go zastąpić Argentyńczyk.
- Widzę się z nią za 30 minut, więc właśnie, no... przepraszam, ale nie będę mógł tu z tobą być. - opuścił głowę.
Tak. Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Chociaż to poszło dzisiaj po mojej myśli.
- Spoko, ja tu będę dopóki Julia będzie tego chciała. - uśmiechnął się dość perfidnie Messi i puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się tak, by Sanchez tego nie dostrzegł.
- Mówiłem ci, że powinnaś zacząć jeść jak człowiek! - zaśmiał się Chilijczyk.
- Nie przypominam sobie.
W tym momencie powinnam była się zaśmiać, żeby trochę rozluźnić napiętą atmosferę miedzy mną, a moim przyjacielem. Sama sobie ją fundowałam, bo przecież nic mi nie zrobił. Wydaje mi się, że zaczynam tracić głowę dla mojego idola, że staje się dla mnie powoli tak ważny jak Alexis, że chcę spędzać z nim tak dużo czasu jak z Barcelońską '9'. Boli mnie to, że właśnie mi ten czas zabiera. Jak głupia popadam w jakiś 'szał', o ile to określenie nie jest przesadzone, jednak tak dobrze czuję się przy najlepszym piłkarzu świata, że odłączam się od wszystkich innych. Póki co - kontroluję to, a jeśli będzie trwało to zbyt długo, postaram się coś z tym zrobić.
- Okeeej, w takim razie lecę. Trzymaj się, wszystko jest okej. - ucałował mnie w policzek, pożegnał się z Leo i wyszedł.
Swoją drogą, to było dość dziwne zachowanie z jego strony. Spodziewałam się, że wpadnie tu wielce zakłopotany, że przytuli mnie, powie, że wszystko będzie dobrze i nie zostawi mnie nawet dla Lai. Nieważne, nie chciałam tego.
- Połóż się, jesteś słabiutka. - uśmiechnął się.
Zrobiłam tak, jak mówił. Rzeczywiście, nie czułam się najlepiej, a chciałam jak najszybciej stąd wyjść, dlatego przyśpieszałam powrót do zdrowia jak tylko mogłam.
- Teraz ty musisz zrobić coś dla mnie. - powiedział to przysuwając krzesło bliżej łóżka.
- Słucham? - zaśmiałam się lekko.
- Pojedziesz ze mną do Afryki, pojutrze. Będę grał mecz charytatywny, chciałbym kogoś ze sobą zabrać.
- Haha, nie kłam! Dobrze wiesz, że to właśnie tym mi imponowałeś, dlatego chcesz mi to pokazać jeszcze raz. - zaśmiałam się, a on razem ze mną.
- Pojedziesz?
- Pojadę. - odpowiedziałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Znowu dłuższe spojrzenie sobie w oczy. Kolejne totalne zatracenie się w jego brązowych ślepiach i kompletna dezorientacja w tym, co dzieje się dookoła.
Tę dezorientację zburzył paskudny doktorek w białym fartuchu.
- Zapraszam panią do gabinetu.
- Coś mi jest? - zapytałam zdenerwowana patrząc nerwowo na La Pulgę.
- Wszystkiego dowie się pani w gabinecie. - lekarz był już lekko poirytowany. Wyszedł z sali.
Wstałam z łóżka i wtuliłam się w Lionela, okropnie się bałam. Jednak powtarzałam sobie, że to nie może być nic strasznego. Zwyczajne osłabienie i mogę wracać do domu.
- Będzie dobrze, obiecuję. - powiedział Leo ze słyszalną troską w głosie.
Puściłam go i poszłam do biurka mojego lekarza prowadzącego.
- Jesteśmy już pewni.
- Czego pewni? - przyśpieszałam.
- To białaczka. - głos mu się załamał.
Białaczka. Mam białaczkę.
Tak jakby powiedział "niedługo umrzesz, ale przed tym poddasz się chemioterapii i ostatnie dni życia spędzisz w szpitalu z lekarzami, którzy będą mówić ci, że przeżyjesz." Znałam to z filmów, książek. Nigdy nie myślałam o przeżyciu tego na własnej skórze. Właściwie, ta wiadomość wciąż do mnie docierała i nie potrafiła uderzyć we właściwe miejsce mojego mózgu. Lub to mój mózg nie potrafił przetworzyć tej informacji, że moje dni są już policzone. Że mogę zapomnieć o mojej karierze, o miłości, która miała do mnie przyjść. Mogę zapomnieć o moich przyjaciołach i o tym, że jako staruszka zacznę palić papierosy.
- Ile mi zostało? - zapytałam z łzami w oczach.
Lekarz się zaśmiał.
- Podda się pani chemioterapii, 89% ludzi dorosłych wychodzi z tej choroby. Musi pani uwierzyć, że pani też wygra i wszystko będzie w porządku.
Nic nie będzie w porządku.
Chcę myśleć pozytywnie, ale nie potrafię.
Chcę żyć, ale nie mogę.
Wyszłam na korytarz i chciałam stąd uciec, ale zatrzymałam się na samym środku i płakałam. Stałam drętwo, a łzy wylewały się strumieniami z moich gałek ocznych. Naprzeciwko pojawił się Messi, podbiegł do mnie i objął mnie bardzo mocno. To mi nie pomogło, zaczęłam czuć, że powoli umieram. W mojej głowie właśnie ktoś obrócił klepsydrę i tak powoli piasek spadał na dół. Staczał się na dno tak,  jak ja. Mój organizm robił ze mną co chciał, ja się o tę chorobę nie prosiłam. Lubił niszczyć moje życie. Najpierw trochę mnie poszczuł niezapowiedzianymi zmianami w moim świecie, a potem doszczętnie go zniszczył zostawiając na mnie ciężar choroby. Myślałam, że jestem szczęśliwa, ale co ja posiadam? Nie mam rodziców, nie mam chłopaka, nie mam nawet pracy. W dodatku jestem bliska śmierci, to ja nazywam się życiowa ofiara.
Barcelońska '10' przeniosła mnie na salę. Nie wiem, dlaczego na to pozwoliłam, ale leżałam z nim w jednym łóżku wtulona w jego pierś. Czułam, to, czego potrzebowałam. Zaczynam rozumieć, dlaczego Messi tak na mnie działa, ale potrzebuję jeszcze czasu.
Wciąż zanosiłam się od płaczu, myśląc o tym, że  zostawię przyjaciół, wszystkie wspomnienia.  Że nie spełnię wszystkich marzeń,  że nie założę rodziny, że nie zostanę przy moim jedynym. Leo wciąż mówił mi, że nie umrę, że jestem silniejsza od jakiejś leukemii. Że jest nas dwójka, a ona jest tylko jedna i będzie musiała się poddać. Jednak w końcu się zamknął. Uniosłam głowę, chcąc sprawdzić, czy Messi śpi, jednak zobaczyłam mojego idola całego we łzach. Mojego idola. Tego samego, który leżał teraz koło mnie i robił wszystko, żebym się rozchmurzyła. Nawet on nie był tak silny, by unieść ten ciężar. A jesteśmy dopiero na początku tej niemiłej przygody. Widok płaczącego Lionela dobił mnie totalnie.


_____________
nie, wcale nie pisałam tego do godziny 03:19.
Dziękuję za miłe komentarze. Za niemiłe też, chociaż ich nie ma. <3
Nie jestem z tego zadowolona, ale nie jest najgorzej. Zostawiam wam do oceny. :)

24 komentarze:

  1. Świetny rozdział ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Moglabym to czytać 24/h <3 dziewczyno jesteś świetna !

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega rozdział <33 Czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest cudowny i siedz cicho !! <3
    W życiu nie spodziewałam się takiego obrotu sprawym myślałam że predzej ona może być w ciąży z Alexisem czy coś ... / MissBartra

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, naprawdę fajny! <3
    I ta zupełnie niespodziewana białaczka...

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejna dziewczyna chora na bialaczke, no nie :x
    Rozdział bardzo mi sie podoba i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdział <3
    Coś czułam, kiedy napisałaś o krwotoku, że to będzie białaczka :/
    Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze <33

    OdpowiedzUsuń
  8. tyle wydarzyło się w tym rozdziale, nie myślałam że będzie taki obrót sprawy... ale przynajmniej się coś dzieje :)
    uwielbiam twoje blogi mogłabym je czytać godzinami! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Białaczka !? .__. ;/;/;/ Biedaczka ...
    Genialny rozdział ! :)
    Czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Faaajny ;3
    Czekam na kolejny ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. genialny rozdział <3 + świetne gify ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ejj, tylko jej nie zabijaj ;DD
    Super jeest, czekam na następny ;) /Werandaa ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. piękny rozdział chociaż ta chorba :( proszę żeby z tego wyszła, błagam !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Hyhyhy <3 Ojej świetny jest ;** Czekam na nexta <3 | Doma Dos Santos <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Coooooooooooooooooooooooo???????? jak to? czemu mnie nie uprzedziłaś :C aż mi łza poleciała :'( a Leo jest taki słodki <3 czekam nn :3

    OdpowiedzUsuń
  16. Najlepsze na świecie to jest <333

    OdpowiedzUsuń
  17. kocham, kocham, kocham <3333 chce nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. O Boże *_____* To jest cudne <3 / Lui

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudowne <3 Świetnie piszesz *___* Leoś jest taki słodki <333

    OdpowiedzUsuń
  20. pisz kolejny :( trochę za długo..

    OdpowiedzUsuń
  21. Łza zakręciła mi się w oku;'<< Niech ona nie umrze?!

    OdpowiedzUsuń