piątek, 7 marca 2014

EPILOG: Nie ma cię i nie wiem już gdzie jesteś, ale dobrze, że nie wiesz co u mnie, bo pękło by ci serce.

Redaktor naczelny Mundo Deportivo przeprowadził bardzo osobisty wywiad z napastnikiem FC Barcelony - Leo Messim. Mamy zaszczyt zaprezentować go w dzisiejszym wydaniu.

Dziennikarz: Dzień dobry. Co przekonało pana, by zgodzić się na wywiad w tak ciężkim temacie, jakim jest pańskie życie prywatne?
L.Messi: Sam nie wiem. Poczułem, że to może coś zmienić.

Dziennikarz: Więc przejdźmy do tematu. W mediach krążyły plotki, jakoby nie spodziewał się pan śmierci swojej nieuleczalnie chorej partnerki. Inne źródła podają, że zagrał pan mimo świadomości złego stanu zdrowia śp. Julii.
L.Messi: To było coś pomiędzy. Wiedzieliśmy, że to może nastąpić we wrześniu. W przeddzień meczu dowiedzieliśmy się, że jednak nie. Że to już na dniach i podjąłem decyzję, by zostać z Julią i nie zagrać w finale, jednak to ona mnie do tego przekonała. Kolejnego dnia czuła się jak dzień wcześniej, wtedy zresztą wzięliśmy ślub, ale musiało być gorzej, skoro zmarła tego samego dnia.

Dziennikarz: Czego nauczył pana ten związek?
L. Messi: Ten związek przede wszystkim bardzo mnie zmienił. Czasami miałem wątpliwości, czy na dobre, czy złe. W porę zrozumiałem jednak, że bycie odpowiedzialnym i romantycznym (śmiech) wychodzi na dobre.

Dziennikarz: Skąd brały się te wątpliwości?
L. Messi: To ciężka sytuacja, gdy coś takiego, jak białaczka spada ci na głowę z dnia na dzień. Musiałem spoważnieć, żeby sobie wszystko poukładać, bądź na odwrót. Zastanawiałem się, czy chcę przestać być tym dzieckiem, jakim byłem przedtem. Nie chciałem dorastać, jednak to się zmieniło gdy poznałem Julię.

Dziennikarz: Co się zmieniło w pańskim życiu odkąd pan ją stracił?
L. Messi: Szczerze mówiąc, to spodziewałem się, że wróci ten stary Messi. Ten, o którym mówiłem przed chwilą. A tak na prawdę, nie wiele się zmieniło. Wciąż słyszę jej głos i widzę jej uśmiech. To czasami mnie przeraża, bo wiem, że nie mogę jej nawet dotknąć, że jej tu nie ma. Zostałem tym samym człowiekiem, a oprócz braku jej przy mnie moje życie jest takie samo. Czasami próbuję żyć na sto procent, ale nie potrafię. Myślę, że jest jeszcze za wcześnie.

Dziennikarz: Co pan widzi, gdy mówię 'Julia'?
L. Messi: (zamyka oczy) Widzę uśmiechniętą brunetkę, która za wszelką cenę chce mi udowodnić, że da radę nie zgubić się w Nowym Jorku bez mapy. (śmiech) Mógłby pan wypowiadać jej imię tysiące razy, a wtedy za każdym razem pomyślę o innej sytuacji.

Dziennikarz: Chciałby się pan zakochać jeszcze raz?
L. Messi: Nie wiem. Sam z siebie nie, ale Julia by tego chciała. Jest zbyt wcześnie, żebym mógł o tym myśleć, jednakże nie zamierzam na siłę szukać drugiej takiej jak moja żona, co byłoby zresztą bezsensu.


****

Wywiady tworzy się wtedy, gdy nie ma się pomysłu na epilog, haha. :D
No cóż, pozostaje dopisać "ZAKOŃCZONY" w tytule bloga. 

Dziękuję za wszystkie 225 komentarzy i 6,8k wyświetleń. ♥ 

Bardzo się cieszę, że ten blog tak przypadł wam do gustu. :)

ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI "MOJE BLOGI"!!!







sobota, 22 lutego 2014

Rozdział XI i ostatni: Jeszcze nie umierasz


12.07.2014r

Każdego dnia dziękowałam Lionelowi za to, co dla mnie robił. Był moją dobrą wróżką; spędziliśmy cały miesiąc w Nowym Jorku, potem wyjechaliśmy do Amsterdamu, gdzie byliśmy przez półtora miesiąca, a kolejne tyle mieszkaliśmy w Rosario. W każdym z tych miejsc zobaczyłam właściwie wszystko co się dało, codziennie Leo zabierał mnie w ciekawe miejsca. Nie zabrakło też dni, w których jak lenie spędzaliśmy całe dnie w łóżku, oglądając filmy. Robił wszystko, bym mogła zapomnieć o tym co mnie czeka i wychodziło mu to idealnie. Nie rozmawialiśmy o mojej chorobie, jednak i ona dawała swoje znaki. Czułam się wprawdzie dobrze, idealnie wręcz, jednak zdarzały mi się krwotoki z nosa, czy omdlenia. Znacznie gorsze były ataki. Jestem uzależniona od Lionela i nawet jego chwilowy brak doprowadzał mnie do robienia okropnych rzeczy. Kiedy nie było go przy mnie, czułam się samotna już na zawsze. Wówczas przypominałam sobie, że wkrótce umrę. W ataku złości, niszczyłam wszystko co się dało; wywróciłam sypialnię w hotelu do góry nogami, przy tym tłukąc kilka ogromnie wartościowych rzeczy. Działo się to, kiedy Lionel wychodził do recepcji na dosłownie dziesięć minut. Mogłam mu obiecywać, że tego nie zrobię, ale to było silniejsze ode mnie. Dopiero gdy byliśmy w Rosario, nie działo się już nic podobnego. Wokół mnie była rodzina Messiego, która wspierała mnie równie mocno jak mój partner. Od miesiąca krążymy po Brazylii i tutaj jest trochę gorzej. Są Mistrzostwa Świata i oczywiście zjawiam się na każdym meczu, ale nie na treningu. Selekcjoner i tak zrobił ogromny uczynek, pozwalając mi mieszkać z Lionelem na zgrupowaniu. Gdyby nie to, miałby zabroniony kontakt ze mną, by całkiem skupić się na rozgrywkach. Przez ostatni tydzień, w związku z jutrzejszym finałem, w którym zagra Argentyna z Hiszpanią, Lionel był bardzo zabiegany, toteż wciąż towarzyszyła mi Shakira. Znałam ją z Barcelony, nie miałyśmy specjalnie dobrego kontaktu. Nasza znajomość ograniczała się do wspólnego kibicowania na meczach Barcy, ale teraz jestem jej ogromnie wdzięczna, że jest przy mnie. Zwłaszcza teraz, gdy czuję się o wiele gorzej.
- Leo powinien już być... - wytarłam łzy, siedząc na łóżku i patrząc w okno.
- Zaraz będzie - uśmiechnęła się pokrzepiająco blondynka - Czemu płaczesz? - zapytała cicho, siadając obok mnie.
Milczałam. Prawda była taka, że w tajemnicy przed wszystkimi, zrobiłam badania. Ostatnimi czasy jestem osłabiona i mam nieznośny ból głowy, a wiem, że tak być nie powinno. To trwa odkąd przyjechaliśmy do Brazylii, dlatego też nie chcę martwić Lionela. Chcę, żeby teraz to on spełnił swoje marzenie i wygrał Mistrzostwa świata.
Usłyszałam, że drzwi się otwierają, lecz z tego miejsca nie mogłam zobaczyć, kto wszedł do środka. Shakira wstała i ruszyła w ich stronę, wyraźnie ucieszona. Słyszałam szept, o ile się nie myliłam Sergio Aguero, ale nie mogłam zrozumieć, co mówi. Po chwili moim oczom ukazał się Lionel. W stroju treningowym reprezentacji i kwiatami w ręce wyszedł naprzeciw mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Tak już na mnie działał, że odwzajemniłam uśmiech. Wtedy Leo podszedł bliżej, a Shakira robiła nam zdjęcia. Już wiedziałam, co chce zrobić. Kleknął przy łóżku i wyciągnął pudełko z pierścionkiem.
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał z tym cudownym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Tak. - odpowiedziałam rozpromieniona, powstrzymując się od płaczu.
Aguero i Shaki bili nam brawa, kiedy Lionel wkładał mi pierścionek na palec, a potem delikatnie całował.
- To ja już będę wracać do Gerarda. - oznajmiła piosenkarka.
- Ja też spadam, zakochańce - zdecydował Kun.
Drzwi się zamknęły.
- Przyszedł do ciebie jakiś list, był na recepcji.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Podasz mi go? - poprosiłam z wymuszonym uśmiechem.
Po chwili miałam w ręku kopertę z wynikami badań, uznałam jednak za stosowne wrócić teraz do tematu oświadczyn, więc odłożyłam ją na bok i mocno przytuliłam Leo.
- Kocham cię. - powiedziałam.
- Ja ciebie też - zaśmiał się - Zaraz mnie udusisz.
Puściłam go, jednak jeszcze przez chwilę z uśmiechem patrzyłam mu w oczy.
- To są wyniki badań - powiedziałam cicho, podnosząc przesyłkę.
- Jakich badań?!
- Zrobiłam je przedwczoraj w klinice. Ostatnio trochę źle się czuję. - opuściłam głowę.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
Milczałam. Otworzyłam kopertę, a Leo wciąż patrzył na mnie mrużąc oczy.
- Przestań - powiedziałam stanowczo, zanim wyciągnęłam wyniki.
Leo wyrwał mi je z ręki.
- W związku ze złym stanem pańskiego organizmu prosimy o jak najszybszą wizytę w naszej klinice. Obce organizmy przedstawiające się jako rak, wtargnęły także do pańskiego mózgu. Wizyta będzie kluczowa w celu ustalenia dalszych działań. - czytał bardzo powoli, pozwalając przyswoić sobie te ciężkie informacje.
Oparłam się o ścianę i schowałam twarz w dłoniach. 
- Dlaczego tak szybko? - krzyczałam szlochając - Nie chcę umierać!
- Dzwonię do tego lekarza, niech tu przyjdzie. - mówił oszołomiony.
Poczułam ogromną ochotę wyżycia się na czymś. Opamiętałam się i przytuliłam Leo. 
- To jeszcze nie teraz, uspokój się. Jeszcze nie umierasz.
- To właśnie teraz. Teraz mam raka mózgu. 
Nie odpowiadał. Krzyczałam i piszczałam mimowolnie, a Leo nie potrafił mnie uspokoić. Wkroczyłam w tę fazę zdenerwowania, że oderwałam się od niego i pobiegłam do szafy. Otworzyłam z hukiem drzwi i wyrzucałam wszystkie ubrania. Półki nie były umocowane, więc i nimi rzucałam o podłogę. Ściągnęłam wszystkie obrazy ze ścian, a wtedy Lionel wybiegł z pokoju. Kiedy opróżniałam szafki nocne, do pokoju wszedł Messi z Aguero. Szybko mnie złapali i położyli na łóżko.
- Dzięki stary. - powiedział Messi, a Sergio opuścił pokój. 

*
następnego dnia

Po wizycie wszystko było jasne i jak zwykle miałam rację. Umrę szybciej niż się tego spodziewałam. Cztery miesiące wcześniej. Mając policzone dni, było nawet łatwiej niż teraz, kiedy wiem tylko że 'w najbliższym czasie'. To może być dzisiaj, a może być za tydzień.
- Zdecydowałem. Nie zagram dzisiaj. Dzisiaj weźmiemy ślub. - oznajmił Messi wychodząc z łazienki.
Wyśmiałam go. 
- Zagrasz, nie ma nawet takiej opcji. - powiedziałam słabo.
- Nie, muszę tutaj z tobą być.
- Nie chcę żebyś patrzył jak umieram. Chcę być sama.
- Nie umrzesz dzisiaj. - powiedział zdziwiony.
Przygryzłam wargi, bo nie chciałam mu tego mówić. Nigdy nie umierałam i nie wiem, jakie to uczucie, jednak czuję się jakbym już wyszła ze swojego ciała. Spodziewałam się śmierci.
- Tym bardziej nie zagram - przekonywał.
- Zrób to dla mnie. - powiedziałam cicho.
Chwilę się zastanawiał. Po chwili położył się obok mnie i oznajmił mi, że wybiegnie na murawę.
- I tak będziesz jeszcze żyła - uznał, otulając mnie mocniej.
Znów milczałam.
- A co z tym ślubem? - przerwałam ciszę.
Leo leżał za moimi plecami, lecz słyszałam jak pociąga nosem. Płakał.
- Weźmy go. Jeśli chcesz.
- Gdybym nie chciała, to nie przyjęłabym twoich oświadczyn. 
Argentyńczyk podniósł się z łóżka i wykonał telefon do urzędu cywilnego.
Mnie wówczas zmorzył sen.

*

perspektywa Lionela

Długie brązowe loki opadały swobodnie bo jej delikatnych ramionach. Na głowie miała wianek, który komponował się z jej urodą. Suknia ślubna rozłożyła się na całe łóżko, które ozdobione było kwiatami. Być może to nie był ślub jej marzeń, ale nie mogłem zrobić więcej. Chciałem, byśmy pobrali się w Barcelońskim kościele, ale czas nie pozwolił. Zawarcie małżeństwa w pokoju hotelowym nie było czymś, czego oczekuje kobieta. Mimo wszystko, byłem zadowolony, że tak to wyszło. Pojęcia nie mam, jakim cudem Shakira tak szybko znalazła odpowiednią sukienkę dla Julii, ani jak koledzy z reprezentacji tak ładnie udekorowali nasz pokój. Równie mocno dziwiło mnie, że do jednego apartamentu zdołało wejść jakieś pięćdziesiąt osób. Byli wszyscy piłkarze Barcy, jacy akurat zatrzymali się w Rio de Janeiro, a więc ci z reprezentacji Hiszpanii, ale również Jonathan dos Santos czy Alexis, którzy przyjechali ten mecz jedynie obejrzeć. 
- Proszę o ciszę. Czas zacząć uroczystość - krzyknął ksiądz.
Stanąłem obok Julki, która nie dałaby rady stać i została na łóżku. Obok mnie stał Kun i Shakira, nasi świadkowie. 
- Julio i Lionelu - zwrócił się do nas ksiądz, kiedy nastała cisza - Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
Popatrzyliśmy się na siebie i opowiedzieliśmy chórem 'tak'.
- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i zlej doli, aż do końca życia?
Uśmiechnąłem się pokrzepiająco w stronę Julki i odpowiedzieliśmy znów to samo. 
- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
- Chyba nie zdążymy - powiedziała moja narzeczona uśmiechając się, na co goście się zaśmiali - Tak. - dodała po chwili.
- Tak - potwierdziłem. 
- Świetnie. Proszę powtarzać za mną. - podyktował ksiądz - Ja Lionel Andres Messi, biorę sobie ciebie Julio Kulawik za żonę.
- Ja Lionel Andres Messi, biorę sobie ciebie Julio Kulawik - mówiłem patrząc jej prosto w oczy. Zaśmiała się lekko, a ja wysłałem jej pytające spojrzenie.
- Uwielbiam jak wymawiasz moje nazwisko z tym swoim hiszpańskim akcentem. 
Zaśmiałem się.
- Ekhm... I ślubuję ci miłość
- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. 
Dwa ostatnie słowa Julia wymówiła razem ze mną. 
- Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - zadyrygował duchowny.
Powtórzyłem po nim szybko i z uśmiechem wymalowanym na twarzy. 
- Teraz pani. Proszę powtarzać za mną. Ja, Julia Kulawik biorę sobie ciebie Lionelu Messi za męża.
- Ja, Julia Kulawik, biorę sobie ciebie Lionelu Messi za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci. 
- Proszę założyć obrączki.
Zapłakana Shaki podała mi obrączki i nałożyłem jedną na palec Julki. Ksiądz cicho podpowiedział mi co mam powiedzieć.
- Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
To samo zrobiła Julia.
- Ogłaszam was mężem i żoną.
W pokoju rozległy się huczne oklaski, a ja pocałowałem Julię. 


*

Wieczorem, Finał Mistrzostw Świata, Argentyna - Hiszpania

komentatorzy

  • Niecodzienna sytuacja na boisku Stadionu Narodowego w Rio de Janeiro. Do linii bocznej przywołany jest Lionel Messi, zdaje się że przekazana mu będzie jakaś ważna informacja. 
  • Tak, wydaje mi się, że to może mieć jakieś powiązanie z tym o czym dzisiaj w prasie głośno. Otóż, proszę państwa, do mediów wyciekły informacje jakoby Messi od dłuższego czasu spotykał się z kobietą nieuleczalnie chorą na białaczkę. Dzisiaj wyciekły zdjęcia z ich ślubu, który wzięli w hotelu.
  • No i niestety chyba to właśnie o to chodzi... Lionel Messi opadł na ziemię i... płacze. No przykry ten widok szczególnie dla fanów Argentyńczyka, ale myślę że to jest kolejny powód by tego człowieka podziwiać. Piękna historia, na prawdę, myślę, że niejedna kobieta chciałaby umrzeć u boku takiego człowieka!
  • Myślę, że trzeba jeszcze chwilę zaczekać na jakąś konkretną informację. To nie musi być to. 
  • Tak, to oczywiście nie są oficjalne informacje jednak, jeżeli Leo Messi w taki sposób i w takim miejscu wylewa łzy, to musi się coś dziać. No, ale proszę państwa mecz toczy się dalej!
  • Właśnie, musimy teraz na tym się skupić, bo mamy 44 minutę spotkania, a wciąż 0:0.

(...)

  • Witamy państwa w drugiej części finałowego spotkania i zapraszamy na - miejmy nadzieję - emocjonujące czterdzieści pięć minut!
  • Muszę jednak powitać państwa smutnymi wieściami. Dla tych, którzy dopiero włączyli mecz: w końcówce pierwszej połowy Lionel Messi płakał przy linii bocznej. Mamy już oficjalną informację i potwierdziły się twoje spekulacje. Partnerka Lionela Messiego po miesiącach walki z rakiem, zmarła godzinę temu. Wysyłamy szczere kondolencje do Argentyńczyka, a także ich rodziny. 
  • Ale proszę państwa! Cóż za oddanie tego zawodnika! Choć mogłoby się wydawać, że opuści on boisko, kontynuuje mecz!
(...)

  •  89. minuta, Di Maria podaje do Messiego. Messi, Messi, Messi! Jest przy nim dwóch zawodników, dotyka piłki Leo i rusza lewą stroną. Wymija Pique i zagrywa do Aguero. Aguero z powrotem do Messiego i GOOOOOOOOOOOOOOL!!!!!!!! GOL PROSZĘ PAŃSTWA!!!!!!
  • GOOOOOOOOOOOL! NIEPRAWDOPODOBNE, GENIUSZ FUTBOLU!!! 90 MINUTA I 1:0 DLA ARGENTYNY, ARGENTYNA MISTRZEM ŚWIATA!! DZIĘKUJEMY CI BOŻE ZA MESSIEGO, ZA PIŁKĘ NOŻNĄ! ZA TE EMOCJE!
  • ARGENTYNA MISTRZEM ŚWIATA, UDAŁO SIĘ!
  • I teraz Messi, unosi swoją koszulkę. "no me olvides, de mi cuando te has ido, Julia!'. Widzicie państwo, jak stoi na boisku bezsilny. Nie cieszy się, nie potrafi, ale DZIĘKUJEMY LEO!! DUMA ARGENTYNY, BRAWO!!
*

Miały być jeszcze dwa czy trzy rozdziały, ale nie potrafiłam ich napisać więc ukróciłam do jednego. Nie skomentuje go, bo jestem na siebie wręcz zła, że tak mi ostatnio pisanie nie wychodzi. No i to jest już koniec... wow. Nie sądziłam, że kiedyś skończę bloga. Co prawda, skończyłam torturę, ale bałam się że tego nie dam rady. Wiele razy zaczynałam blogi i przestawałam w połowie. Ale myślę, że to głównie zasługa komentujących. :) Kiedy ich nie ma, to nie ma dla kogo pisać, a tak jest lepiej. Dziękuję za każdy jeden komentarz i za ponad 6 tysięcy wyświetleń. To opowiadanie wśród wszystkich moich, cieszyło się największą popularnością, co bardzo mnie cieszy, bo było dla mnie najważniejsze. Mam wrażenie, że wybrałam ciężki temat do pisania o nim, ale chyba dałam radę. A czemu najcięższy? Usłyszałam taką radę, że najlepiej pisze się o tym, co się dobrze zna. Nie mam pojęcia o białaczce, ani o miłości. Jednak temat 'rak' tak mnie intryguje, że uznałam, iż o tym właśnie napiszę. Może nie sama białaczka mnie zastanawia, a bardziej odczuwam podziw do ludzi na nią chorujących. To dla mnie wielcy ludzie, ale nawet nie mogę wpaść na to, czemu mnie tak intrygują. Do tego, była też inspiracja filmem. Z początku "Ósmoklasiści nie płaczą", po którym pomysł się narodził. Następnie "Now Is Good", po którym trochę go zmodyfikowałam. No i tak, super długa mowa końcowa miała być na epilogu i nie wyszło. :(


Dziękuję i zapraszam do zakładki "Moje blogi", bo tam trochę ich na was czeka. :)

P.S: Od razu informuję: w ciągu tygodnia kończę no-cierres-ojos.blogspot.com, a potem zapraszam na bloga o Leonelli (after-all-this--time.blogspot.com).

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział X: Sto czerwonych róż.

Doskonale wiedziałem jakie mogą być konsekwencje przekupienia lekarza. W najlepszym wypadku nie zagram w kilku meczach lub zapłacę karę, a w najgorszym Barca rozwiąże ze mną umowę. Wbrew temu, zrobiłem to dla Julii. Jest teraz nieodwołalnie na pierwszym miejscu w moim życiu, choćby się waliło i paliło. Z ogromną przewagą punktową w Lidze i świetną dyspozycją innych napastników, Duma Katalonii nie odczuje mojej symulowanej kontuzji. Wówczas będę mógł przeżyć z Julią całe życie w niecałe dziesięć miesięcy. Nie ma teraz nic ważniejszego.  Ponadto, muszę najpierw udowodnić jej, że zaakceptowałem śmierć, a takie poświęcenie będzie tego idealnym dowodem. Nigdy wcześniej nie śmiałbym nawet pomyśleć, że pojawi się ktoś, dla kogo totalnie oszaleję. Ktoś taki, dla kogo będę w stanie odrzucić wszystko, bo to piłka dotąd wyznaczała moje granice. Owszem, był taki czas, że futbol w moim życiu lekko zszedł na drugi plan. Było to wówczas, gdy kochałem Antonellę. To był krótki okres czasu, kiedy darzyłem ją tym uczuciem. Na nasz związek była nakładana ogromna presja. Znaliśmy się od zawsze, byłem w niej zakochany jako mały szczyl, przez co wszyscy wtajemniczeni próbowali wmówić mi, że pierwsza miłość jest najprawdziwsza. To działało, bo tak tkwiliśmy w tej relacji z Antonellą, zważając tylko na nasze przyzwyczajenie do siebie. Gdyby nie Julia, pewnie byłoby tak do tej pory, ponieważ bałbym się zostawić Anto i zostać sam. Dobrze się stało, bo Roccuzzo także nie była zwolenniczką tego związku. Zresztą, powodów co do tego, że moje życie mimo wszystkiego staje się lepsze, odkąd pojawiła się w nim moja obecna partnerka jest cała masa. Uczę się dzięki niej, jak akceptować cierpienie i doceniać chwilę. Nawet nie potrafię sobie w tym momencie jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: czy ja jestem silny, czy wciąż udaję? Bo udawałem, bez wątpienia. Mówiłem jej, że musi walczyć. Do znudzenia powtarzałem, jak ma się zachowywać, jednocześnie samemu wykańczając się nerwowo. Wtedy właśnie nauczyła mnie, że trzeba wszystko wytrwać. Jednak to naprawdę ciężkie zadanie, wiedząc, że za kilka miesięcy stracisz tak ważną osobę. Tym ciężej się na to patrzy, nie mając jej przy sobie. Zrobię dla niej wszystko, tak jak obiecałem. Zacząłem od rezygnacji z meczów, teraz czas na coś delikatniejszego.
- W czym mogę pomóc? - wyrwała mnie z zamyślenia blondynka, sprzedająca bilety lotnicze.
- Chciałbym zarezerwować dwa bilety do Nowego Jorku. - uśmiechnąłem się, a kasjerka poprosiła mnie o dane, jednocześnie spoglądając na mnie i niedowierzając, że to ja, Messi. Podałem wszystkie informacje, potrzebne do biletów, a wtedy blondynka poprosiła mnie o dwa autografy.
Punkt pierwszy na liście mogłem odhaczyć. Miałem być dobrą wróżką - będę dobrą wróżką. Wsiadłem do samochodu i wybrałem numer do Alexisa.
- Siemano. - powiedziałem szybko, gdy odebrał - Jest sprawa.
- Wal śmiało.
- Musisz wziąć od Julki kartę do jej pokoju w hotelu. Nie wiem, powiedz jej, że zgubiłeś portfel czy coś i nie masz gdzie mieszkać. Pozwoli ci. Potem mi ją dasz, a ja jej zrobię niespodziankę. No, i zabierzesz ją o 16 gdzieś, a odstawisz o 17, okej? Zrobisz to dla mnie? - zapytałem błagalnym tonem.
Sanchez westchnął teatralnie i chwilę nie odpowiadał.
- Okej. Mam nadzieję, że nie chcesz jej zgwałcić...
- Dzięki! Jesteś wielki! - odpowiedziałem z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy i przerwałem połączenie.
Tak na prawdę, nigdy nie byliśmy na randce. Najromantyczniejsza chwila w naszym związku była po ostatnich Gran Derbi. Nasz wspólny pierwszy raz również nie był zbyt nastrojowy. Chociaż... to całowanie nadgarstków mogło jej się podobać. Mimo wszystko, nasze uczucia co do siebie nie były wtedy jasno przedstawione i mogliśmy (a przynajmniej Julia) nie traktować tego poważnie. Pojechałem do kwiaciarni, gdzie kupiłem równo sto czerwonych róż. Następnie odwiedziłem restauracje, gdzie przygotowano dla mnie jedzenie na wynos, które wcześniej zamówiłem. Już w domu zgrałem na telefon ulubione piosenki Julki, które się nadadzą. Wszystko było już gotowe, więc zadzwoniłem do Alexisa, by zapytać jak mu idzie. Ma zostawić kartę na recepcji, gdy będzie wychodził z Julią do Dos Santosa. Powinienem być zazdrosny, ale nie byłem, ponieważ Alexis musiałby być skończonym idiotą, by w takiej sytuacji odbijać mi dziewczynę. Mimo wszystko, on nim nie był.


perspektywa Julii

- Wszystko super, tylko gdzie masz rzeczy? - zapytałam, siadając na sofie po turecku.
- Jakie rzeczy? - zapytał zdziwiony Alexis opierając się o futrynę.
- Skoro masz tu mieszkać...
- A! Pojadę po nie później. Jak będziemy wracać od Jony? - zasugerował.
- Okej. Pamiętaj, że śpisz na kanapie.
- Jasne! - wykonał salut i usiadł obok mnie - Jak tam z Leo?
- Srak. - odpowiedziałam szybko i oparłam brodę o kolano.
- No to gówniana sprawa... - uśmiechnął się - Możemy porozmawiać jak kiedyś?
- Możemy. Wrócę do niego, ale dopiero gdy się oswoi z tą sytuacją. Proste? Proste.
- Ale mnie korci... - westchnął, patrząc na mnie.
- O, nie, nie, nie Sanchez! Skoro tak, to idź sobie mieszkać u kogo innego! - krzyczałam wstając z kanapy.
Ten tylko się zaśmiał i od razu wytłumaczył.
- Korci mnie, żeby ci coś powiedzieć, ale nie mogę. - uśmiechnął się.
- Powiedz mi. - poprosiłam wracając na sofę.
- Nie ma takiej opcji! - powtarzał idąc do kuchni.
Westchnęłam i z zamkniętymi oczami oparłam głowę o oparcie. Alexis coś knuje. Znam go zbyt dobrze, bym tego nie wyczuła. Szybko podniosłam się z kanapy i stanęłam w drzwiach do kuchni.
- Czy ty się bawisz w swatkę? - zapytałam, opierając ręce na biodrach.
- Jaaa? Nie! - zdziwił się, szukając czegoś w lodówce.
- Knujesz coś! - krzyknęłam uśmiechnięta.
- Tym razem nie ja.
- Ty.
- Nie.
- Leo! - wykrzyknęłam.
Milczał.


perspektywa Lionela

- Dzień dobry. Jestem Lionel Messi, kolega Alexis Sanchez miał zostawić tutaj kartę do pokoju. - uśmiechnąłem się do recepcjonistki i próbowałem wyciągnąć dowód z portfela, jednak było mi ciężko, bo w rękach trzymałem dwa bukiety róż, oba złożone z pięćdziesięciu sztuk i torbę z jedzeniem, a także świeczkami i tak dalej.
- Wiem, kim pan jest - puściła mi oczko i podała kartę.
- Dziękuję!
Wjechałem na czternaste piętro i odnalazłem apartament numer 193. Rozejrzałem się po nim, tworząc w głowie jego obraz po dekoracji. Ułożyłem jedzenie podgrzane w moim mieszkaniu na talerze i zabrałem się za obrywanie płatków róży. Po kolejnych piętnastu minutach wytworzyły piękny dywan prowadzący do stołu. Potem szybko ułożyłem świeczki gdzie tylko się dało i zgasiłem światło. Stanąłem przy lustrze i poprawiłem białą koszulę założoną razem z czerwoną marynarką i jasnymi jeansami. Wybiła siedemnasta, a więc Julia powinna tu za chwilę być. Chodziłem nerwowo po apartamencie i walczyłem ze sobą, by po raz kolejny nie pokazać jej, że nie jestem gotowy. A to, czy jestem okaże się dopiero gdy ją zobaczę.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Alexis! Otwórz! Nie mam karty, idioto niereformowany! - krzyczała Julia przy drzwiach.
Ze ściśniętym żołądkiem złapałem za klamkę, lecz dopiero po odetchnięciu i poprawieniu fryzury otworzyłem jej drzwi.
Uniosła wzrok ze swojego iPhone'a na mnie i zaglądała na apartament przez moje ramię. Czułem, że jej nie zawiodę.
Złapałem ją za rękę i poprowadziłem do kuchni. Stanęliśmy na przeciwko siebie obok stołu, wciąż trzymając się za dłonie.
- Kocham cię, mogę ci to powtarzać to znudzenia. Sto, albo dwieście razy. - uśmiechnąłem się.
- Pięć razy wystarczy. - uśmiechnęła się szeroko.
- Kocham cię jeden, kocham cię dwa, kocham cię trzy... - nie dokończyłem, ponieważ uciszyła mnie pocałunkiem. Jeździłem ręką po jej brzuchu, dopóki nie oderwała się ode mnie.
- Najpierw coś zjedzmy. - przygryzła wargę - U Jonathana były tylko ciastka. - zaśmiała się.
- Wszystko już sobie wyjaśniłem, sam. Tym razem jestem już w pełni gotowy. - zapewniłem siadając do stołu.
- I? - zapytała spoglądając na mnie z ciekawością.
- I przeżyję z tobą całe życie w dziesięć miesięcy. - uśmiechnąłem się przekonująco.
- Nie mów, że chcesz mieć dzieci. - mówiła nakładając sobie kawałek kurczaka w miodzie.
Pokiwałem przecząco głową i zaśmiałem się. Z marynarki wyciągnąłem bilety na lot do Stanów Zjednoczonych i położyłem je obok talerza Julii, która o mało się nie zakrztusiła.
- A mecze? Tata dał ci urlop?
- Też się cieszę, że tam polecimy.
- Co ty najlepszego zrobiłeś? - przeraziła się.
- Mam kontuzję. - uśmiechnąłem się.
- Wariat! - krzyknęła uradowana i podbiegła do mnie.
Usiadła mi na kolanach i namiętnie mnie pocałowała. Ściągając z siebie ubrania, zmierzaliśmy do sypialni.

***

Najtrudniejsze rozdziały na tym blogu właśnie się zaczęły. Okropnie ciężko przychodzi mi ich pisanie, ale mam nadzieję, że tego nie widać. Dobra, nie oszukujmy się. XD Ten rozdział to jedno wielkie gówno, ale więcej z siebie nie wykrzeszę. :)

Dwa rozdziały do końca, lalalala


TYLKO ZWYCIĘSTWO! <3 18/03/2014, 20:45! <3



niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział IX: And I wanna kiss you, make you feel alright.



perspektywa Lionela

Nigdy nie czułem się tak beznadziejnie, jak przez ostatni tydzień. Wiedziałem jak uszczęśliwić Julkę, ale jednocześnie nie potrafiłem tego zrobić. Słowa lekarza przechodziły po mojej głowie jak echo za każdym razem, gdy patrzyłem na moją ukochaną. Właściwie, unikałem tego. Wychodziłem na treningi w południe i nie wracałem do nocy. Widziałem jak źle czuła się Julia, ale byłem bezsilny. Płakałem każdego dnia, mimo że podjąłem trud bycia z nieuleczalnie chorą kobietą, jednocześnie obiecując jej, że będę potrafił się z tym pogodzić. Zawiodłem ją ze świadomością konsekwencji, wiedząc że może ode mnie odejść. Zarówno rozmowa z nią, jak i cisza między nami była nie do zniesienia. Cierpiałem.
Teraz krzątała się po kuchni, przygotowując sobie śniadanie. Robiłem to samo.
- Jak się czujesz? - zapytałem nie patrząc na nią, skupiając się na krojeniu pomidora.
Cisza. Popatrzyłem na nią niepewnie. Oparła się o blat i przełknęła głośno ślinę.
- Długo to jeszcze będzie trwać? - zapytała, tępo wpatrując się przed siebie. 
- Co? - zapytałem, chociaż doskonale wiedziałem o czym mówi. Odłożyłem nóż, pokonałem słabość i patrzyłem na nią, jednak ona nie patrzyła na mnie.
- Twoje unikanie mnie, wracanie z treningów w środku nocy, alkohol. Kiedy wreszcie będę mogła żyć normalnie? - popatrzyła na mnie - Miałeś być moją dobrą wróżką, a przez ciebie czuję się jeszcze gorzej.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Gdybym wtedy nie pozwoliła ci wrócić, byłoby lepiej. - powiedziała z pretensją i ruszyła do sypialni, gdzie trzasnęła drzwiami. 

perspektywa Julii

Kiedy wychodziłam ze szpitala, myślałam, że będę żyła jak dawniej. Liczyłam na treningi każdego dnia, na randki, na spełnienie moich marzeń, na to że Leo każdego dnia będzie powtarzał jak bardzo mnie kocha. Czułam tęsknotę do dni sprzed przeklętych urodzin, na których wszystko się zaczęło. Ten koszmar wystartował w momencie, gdy zdecydowałam się dać szansę Lionelowi. Jaka ogromna szkoda, że nie przewidziałam tego, jak ją zmarnuje. Czułam jedynie wdzięczność, że tak ją wykorzystał kiedy nie było przy mnie Alexisa. Tym razem to Messiego zabrakło, a ja byłam na siebie zła, że pozwoliłam mu wrócić, kiedy wyznał mi miłość. Nie podołał wyzwaniu kochania nieuleczalnie chorej kobiety. Cierpiałam przez niego, ale jednocześnie go kochałam.
- Co ty robisz? - zapytał Argentyńczyk opierając się o futrynę. 
- Pakuję się, nie widać? - mówiłam przenosząc ciuchy z garderoby do walizki leżącej na łóżku.
Schował twarz w dłoniach.
- Nie rób tego. - powiedział, kręcąc przecząco głową.
Zacisnęłam wargi i zaśmiałam się niedowierzając.
- Dlaczego miałabym tego nie robić, kiedy tak mnie traktujesz? - usiadłam na łóżku i patrzyłam na niego. Ściągnął dłonie z twarzy.
- Bo cię kocham do cholery. Zrozum, że nie jest łatwo mi się pogodzić z tym, że umrzesz. - krzyczał.
- Pieprzony egoista. - odkrzyknęłam z łzami w oczach i wróciłam do pakowania się.
Poddał się, tak po prostu i wyszedł. Wyszłam z sypialni, by zobaczyć co robi. Złapał za torbę treningową i przy drzwiach odwrócił się, zostawiając na mnie swoje spojrzenie. Drzwi się zamknęły. Podeszłam do nich, by zamknąć je na klucz i zjechałam po nich na ziemie płacząc. 
Po kilku minutach i po hektolitrach wylanych łez, wróciłam do pakowania moich rzeczy. Właściwie, zabrałam tylko trochę ciuchów i kilka par butów. Resztę dokupię.
Zadzwoniłam po taksówkę, a w oczekiwaniu na nią poprawiłam makijaż, który wcześniej został rozmazany. 
- Do hotelu Ritz-Carlton - powiedziałam do taksówkarza.
Miałam kilkadziesiąt tysięcy przelane z konta Leo na moje, więc dlaczego miałabym się kisić w jakimś marnym hotelu?
- Się robi. - odpowiedział - Czy to nie jest czasem willa Leo Messiego? - zapytał patrząc na budynek, spod którego odjeżdżaliśmy.
Lubiłam ten dom. Miałam piękny widok na morze, nie było w pobliżu wielu innych mieszkań. Blisko mieszkali też Shakira i Gerard. Oprócz tego mieszkanie było bardzo w moim stylu: parterowe, niezbyt wielkie i przytulne. Cudowny taras i wszędzie szyby, przez które wpadało słońce. Miałam nadzieję, że Lionel wszystko zrozumie i będę mogła tam wrócić. 

perspektywa Lionela

- Messi, ogarnij się wreszcie! - krzyknął Tata, gdy zakończyliśmy trening.
Szedł za mną, więc na szczęście nie widział mojej miny. Łzy napływały mi do oczu.
- Ej, stary, co jest? - zapytał Pique podbiegając do mnie z workiem piłek na plecach i pachołkami w ręce. Szybko przetarłem oczy i wziąłem od niego pachołki.
- Ciągle Julia. - odpowiedziałem opuszczając głowę.
- Aaa, nadal boisz się na nią patrzeć? - zaśmiał się Hiszpan.
- To nie jest śmieszne. - popatrzyłem na niego, gdy wchodziliśmy do szatni.
- Racja, twoje zachowanie już nie jest śmieszne, a żałosne. - uniósł brwi. 
- Daj mi spokój. - rzuciłem i poszedłem się przebrać. 
Po 30 minutach podjeżdżałem pod dom. Chciałem tylko wziąć prysznic i iść się napić w samotności. Gdy tylko otworzyłem drzwi, poczułem się jeszcze gorzej, choć byłem pewien że to nie możliwe. Dom był pusty.  Panowała kompletna cisza i bałagan. W kuchni, która była połączona z salonem na wierzchu leżały pomidory, z których miałem zrobić sobie śniadanie, przed tą kłótnią. Odkurzacz stał oparty o sofę, a na stoliku stały puste filiżanki po kawie, którą w ciszy wypiłem razem z Julią dziś rano. Na przeciwko drzwi wejściowych, w krótkim i szerokim korytarzu z przejściem do łazienki i sypialni było wielkie okno, z którego było widać morze. Ulubiony widok Julki. Zawsze rano wychodząc z pokoju, stawała przy oknie i przyglądała się, jak wszystko się budzi. 
Zjechałem po drzwiach na podłogę i schowałem twarz w dłoniach. Popłynęły mi łzy z oczu. Pozwoliłem jej odejść, bo wiedziałem, że ze mną nie zazna szczęścia. Szczególnie jeśli wciąż mam się o nią bać. Ten związek nie miał sensu odkąd jej dni zostały policzone.
"Weź się w garść, Messi" powiedziałem, po czym rozważyłem opcje na wieczór. Zostanę tu i będę się użalał w samotności, lub pójdę się napić z kimś, kto podniesie mnie na duchu. Ostatecznie wybrałem opcję drugą.

perspektywa Julii

Chyba nie docierało do mnie, co się dzieje. Odczuwałam smutek, przez co miałam ochotę się napić. Nie rozumiałam jednak, że zostałam całkiem sama. Nie ma Alexisa ani Leo. Do innych piłkarzy nie odzywałam się już od dawien dawna, przez co czułabym się głupio zwracając się do nich z problemem. Gdy się rozpakowałam i zdrzemnęłam, otworzyłam laptopa i ogarnęłam co dzieje się na facebooku. Na jednej wiadomości zamarłam. Jakiś nieoficjalny fanpage dodał zdjęcie Alexisa w Ciutat Esportiva, pisząc, że Sanchez jest w Barcelonie, ponieważ odniósł kontuzję w Manchesterze, więc przez najbliższy miesiąc będzie ją leczył z klubowymi fizjoterapeutami. Szybko pobiegłam po mojego iPhone'a. Usiadłam z nim na łóżku i otworzyłam kontakt z numerem Chilijczyka. Przez chwilę przewracałam telefonem w ręce, aż w końcu zdecydowałam się zadzwonić. 
- Alexis...? - zapytałam, gdy ucichły sygnały.
- Julka. - powiedział oschle.
Przewróciłam oczami.
- Jesteś w Barcelonie, prawda? 
- Taa. - przeciągnął.
- Moglibyśmy się spotkać? - zamknęłam oczy, prosząc w duchu by się zgodził.
- W sumie... Czemu nie? - zaśmiał się, a mi ulżyło - Rubi Bar za godzinę?
- Okej. - powiedziałam, po czym się rozłączył.

perspektywa Lionela

- Alexis? - krzyknąłem, gdy zobaczyłem mężczyznę przechodzącego obok mnie w barze.
Odwrócił się i rozejrzał. Pomachałem do niego, na co od razu zareagował.
- O, Leo! Cześć! - powiedział uradowany i przybił mi grabę.
- Co robisz w Barcelonie? - zapytałem, jednak uśmiech zszedł mi już z twarzy.
Dokończyłem drinka i zamówiłem kolejnego.
- Kontuzja - pomachał głową - Julka nie mówiła, że ty też będziesz, ale to fajnie. - uśmiechnął się szeroko.
- Co? - zapytałem mrużąc oczy, upijając przy tym drinka.
- O cholera - przetarł się dłonią po czole - Umówiłem się tu z Julką - spojrzał na zegarek - Powinna tu  być za piętnaście minut. 
Uderzyłem głową w blat.
- Coś między wami... nie tak? - zapytał - Bo już mi coś nie grało kiedy do mnie zadzwoniła.
- Chcesz wiedzieć? - zapytałem, wciąż trzymając głowę na barze - Julce zostało jakieś dziesięć miesięcy życia, a ja nie potrafię tego przyjąć do wiadomości i... zerwaliśmy. Chyba.
- Się porobiło. - powiedział, po czym zawołał barmana i zamówił jakiś trunek. 
- Jebana białaczka. - uderzyłem ręką w blat i zamknąłem oczy - Kocham Julkę najmocniej na świecie, a nie mogę jej mieć. Znowu. Chcę, żeby była szczęśliwa, a ze mną nie jest.
- Jeśli ją kochasz, to wszystko możesz. Pogódź się z tym, że ona... umrze. Masz mało czasu, żeby pokazać co do niej czujesz, ale musisz zrobić wszystko, żeby to były najszczęśliwsze miesiące w jej życiu. 
- Wiem. Ale nie umiem.
- To się naucz! Będziesz tu tak siedział jak jakiś kurwa debil i topił smutki w alkoholu, jak ciota, przy tym patrząc jak ktoś ci wyrywa Julkę? 
Przeczesałem włosy ręką i zastanowiłem się nad tym, co powiedział.
-  Gdybyś jak facet pogodził się z tym, że życie jest popierdolone i niesprawiedliwe, to mógłbyś sprawić, że Julia byłaby szczęśliwa. Nawet samym tym, że przy niej będziesz. Jeśli cię kocha, a na pewno tak jest. - uśmiechnął się - Już, przemówiłem ci trochę do rozumu? 
- W sumie, to tak. Chcę z nią przeżyć całe życie w te dziesięć miesięcy. - uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na wejście. Stała tam ona, ubrana w czarny sweter i jasne jeansy, a na nogach miała czarne buty na wysokim obcasie. Jak zwykle wyglądała pięknie, ale dziś nie mogłem jej tego powiedzieć. Musiałem wpierw znaleźć sposób, by zrozumiała, że jestem w stanie zrobić dla niej wszystko, by odeszła szczęśliwa.  Jednak gdy tylko mnie zobaczyła, zawróciła. To nie mogło być takie proste.



następnego dnia rano


- Ale panie Messi, to jest nie możliwe! - przekonywał mnie lekarz - Jestem zbyt szanowany w tym klubie, żebym miał panu wypisywać fałszywe zaświadczenie o kontuzji. A pan jest zbyt szanowany, by robić takie rzeczy! Wykluczone. - uderzył głową w biurko - Zresztą, dlaczego? Nie chce się panu grać? No nie spodziewałbym się tego... No naprawdę - westchnął.
- A to dlatego, że muszę spełnić czyjeś marzenia - uśmiechnąłem się - A co pan powie na to? - wyciągnąłem z kieszeni kopertę z pieniędzmi i machałem nią lekarzowi przed nosem.
- Na ile to zwolnienie? - zapytał.
- Trzy miesiące. Do mundialu. - odpowiedziałem szybko.
- Bardzo pan osłabia drużynę, no ale niech będzie - powiedział, po czym wziął się za pisanie.

*****

średni taki rozdział i znowu smuty. :) no ale do końca zostały jeszcze cztery rozdziały i obiecuję, nie będzie tak nudno. :)

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział VIII: Dziesięć miesięcy

podkład muzyczny




4 miesiące później


Każdy dzień na onkologii dzielił się na dwie części. Na część przyjemną i męczącą. Od godziny dwudziestej do godziny 14 dnia następnego, trwała ta jego gorsza strona. Wieczne rozmyślania w nocy, co wywoływało bezsenność, a o poranku przyjmowania chemii. Zostawały mi potem jakieś dwie, lub trzy godziny do rozpoczęcia wizyty Leo. Dotychczas nie było żadnych limitów ani wyraźnie podanych godzin odwiedzin. Był ze mną odkąd skończył trening i skoczył po coś do jedzenia, aż do późnego wieczora. Każdego weekendu wychodziłam ze szpitala i mogłam funkcjonować jak dawniej z małymi ograniczeniami, które momentami były okropnie irytujące. Jednak uważałam na siebie i robiłam to dla Lionela, który wciąż się o mnie martwi. Opanował do perfekcji zachowanie w razie mojego zasłabnięcia lub jakiegokolwiek efektu ubocznego. Jednak ze względu na moją ostrożność, tylko raz wykorzystał tę wiedzę w praktyce. Dzisiaj jednak, mimo ogromnych starań Messiego docenionych także przez lekarzy, mimo kilkunastu wcześniejszych wyjść na przepustki, a także jedną kilkudniową w trakcie świąt, dostałam odmowę po złożeniu wniosku o dwudniowe uwłasnowolnienie. Lekarz zdawał się coś kombinować, jednak nie powiedział mi nic innego jak "Niestety nie możemy pani na to pozwolić", po czym wyszedł. W dodatku wcześniej przekazał, że mój chłopak jest zmuszony do rzadszego wchodzenia na moją salę. Mam wciąż leżeć, a jedynym miejscem, do którego mogę się przemieścić, jest toaleta. Nie skarżyłam się na złe samopoczucie żadnej z pielęgniarek, a tym bardziej lekarzowi, mimo że w ostatnich dniach pogorszyło się moje miewanie. Leżąc na łóżku i patrząc na podłogę, byłam wręcz przerażona, że miałabym na nią stanąć. Widziałam siebie nieutrzymującą się na nogach,  spadającą z łóżka. Rozumiem, że w takim stanie powinnam zostać w placówce, ale obawiam się najgorszego patrząc na moje samopoczucie, a także na  zachowanie doktora.
- Ty jeszcze nie gotowa? - zapytał piłkarz, wchodząc na salę.
Leżałam na łóżku bokiem, twarzą do drzwi.
- Nie chcą mnie wypuścić. - powiedziałam, po czym zamknęłam oczy.
- To może i lepiej. Nie wyglądasz jakbyś się dobrze czuła. - powiedział idąc w stronę łóżka - Rozmawiałaś z lekarzem? - mówiąc to wyciągał stołek, by usiąść na nim tuż obok łóżka.
- Nie. Powiedział tylko, że nie i tyle, a potem wyszedł. - westchnęłam głośno - Nie przywitałeś się ze mną... - oznajmiłam, na co Leo złożył pocałunek na moich ustach.
- Jestem zmęczony - powiedział, gdy położył się obok mnie - Idziemy spać - uśmiechnął się, a ja wtuliłam się w jego tors i poczułam przechodzące przeze mnie ciepło.
Szybko zasnęliśmy, jednak godzinę później obudziła nas pani, która przyniosła obiad. Zwykle zjadałam posiłki od mamy Lionela, jednak tym razem Argentyńczyk był zapewne przekonamy, że zjemy w domu. Chcąc go obudzić, gładziłam dłoniami jego policzki, choć tak na prawdę chciałabym zatrzymać tę chwilę i leżeć obok niego jak najdłużej.
- Co jest? - powiedział zaspanym głosem.
- Obiad. - odpowiedziałam z uśmiechem zapatrzona w jego nadzwyczaj piękne brązowe oczy.
Leo wstał z łóżka i podszedł do stolika. Wtedy znów poczułam strach przed wstaniem. Wydawało mi się, że nie mam siły. Właściwie, ja byłam tego pewna.
- Pomóc ci? - podszedł do mnie.
- Tak. - powiedziałam cicho i zacisnęłam wargi - Weź wózek.
Przywiózł go z korytarza i podniósł mnie, jednak zanim usadził mnie na pojazd, poczułam nieodzowną chęć objęcia go. Trzymał mnie jak pannę młodą, a ja przyczepiłam się do niego owijając ręce w okół szyi i nie chciałam puszczać. Po chwili Leo usadził mnie na wózku i podwiózł do stołu. Patrzyłam tępo w jedzenie. Ziemniaki, gotowana marchewka i noga z kurczaka. Nie jadłam od dwóch dni, bo byłam podłączona do kroplówki i nie było takiej potrzeby. Dzisiaj jednak mam przerwę w transportowaniu płynów do krwi i okazuje się to być złym pomysłem, ponieważ brakuje mi apetytu. Przesunęłam talerz w stronę Lionela i popatrzyłam na niego przez zaszklone oczy.
- Jedz. - powiedziałam, a łzy wypłynęły mi z oczu.
Lecz ten nie zajął się obiadem, a otarciem słabości z moich policzków.
- Czemu płaczesz? - zapytał szeptem, gdy mnie objął.
- Chcę do domu. - powiedziałam szlochając.
Położyłam głowę na jego ramieniu i mocno objęłam. Nie przestawałam płakać przez dłuższą chwilę. Miałam dosyć tego miejsca. Może i wierzyłam, że wyzdrowieję, ale nie miałam siły by walczyć. Mimo tylu ludzi dookoła, czułam się w tym szpitalu samotnie. Zwłaszcza, gdy wychodził Leo i zostawałam sama z moimi myślami. Co rusz zadawałam sobie to samo pytanie - dlaczego to właśnie ja muszę mieć raka? Czułam się miażdżona przez cztery ściany w szpitalnej sali, wiedząc że mogłabym teraz spędzić ten czas na zewnątrz, bawić się świetnie jak kiedyś i żyć ze świadomością, że jestem szczęśliwa. Być z Messim cały ten czas nie obawiając się, że kiedyś będę musiała odejść od niego na zawsze. Egzystować z myśleniem, jakby ten dzień był ostatni nie jest w tym wypadku przyjemne. Szczególnie, że nie mogę zrobić nic by cieszyć moim trwaniem.
Na sale weszła pielęgniarka, lecz poznałam ją dopiero po głosie, ponieważ nie odrywałam się od Lionela.
- Julia, czas na chem
ię. - powiedziała.
Puściłam Leo, wytarłam łzy i popatrzyłam nerwowo na mojego chłopaka, po czym zwróciłam się do kobiety.
- Przecież nigdy nie miałam zabiegów w soboty... - mówiłam to mrużąc oczy.
- Doktor powiedział, że dzisiaj ich potrzebujesz. Wiem, że nie chcesz, ale pamiętaj, że musisz być silna. - powiedziała.
Znów popatrzyłam na Lionela i przełknęłam głośno ślinę.
- Nie chcę. - powiedziałam cicho.
- Dasz radę. - odpowiedział łapiąc mnie za dłoń i uśmiechając się pokrzepiająco.
Pielęgniarka z pomocą piłkarza przenieśli mnie na łóżko i gdy wyjechałam na nim z sali, Leo poszedł za nami. Znowu zadałam sobie pytanie pod tytułem "dlaczego ja?" i poczułam w sobie wściekłość. Że znowu będę musiała przyjmować tę pieprzoną chemie, tylko po to, by czuć się źle i chcieć spać, jednocześnie nie mogąc zasnąć.
Zaczęłam płakać i krzyczeć rzucając się beznadziejnie na łóżku. Wydawałam z siebie krótkie słowa, jak "nie" i "nie chcę". Wydzierałam się na cały oddział. Próbowano mnie uspokoić, lecz ja sama nie znalazłam sposobu by nad sobą zapanować. Znów ten żałosny płacz, który nic nie zmieni. Bezsilny i beznadziejny. Przy samym wejściu na salę pielęgniarka zatrzymała się, a Leo złapał mnie za ręce, co trochę mnie uspokoiło.
- Bądź silna. Kocham cię. - powiedział patrząc w moje zapłakane oczy.
Zacisnęłam wargi i zamknęłam oczy.

*

Po godzinie wjechałam na salę, gdzie czekał na mnie Leo. Krążył nerwowo po pokoju i oglądał nasze zdjęcia powieszone na ścianie. Byłam zmęczona, ledwo powstrzymywałam się by nie zasnąć. 
- Lekarz chce z tobą rozmawiać. - powiedział, gdy pielęgniarka wyszła.
Machnęłam głową potwierdzając, że usłyszałam. Leo złapał mnie za rękę i dał buziaka w policzek.
- Dałaś radę. - uśmiechnął się szeroko. 
Znów nic nie mówiłam, słowa były zbędne. Leo pochylił się nade mną i złożył pocałunek na moich ustach. W tym samym momencie na salę wszedł doktor.
- Domyślam się, że nie jest pan z rodziny, panie Messi. - powiedział, na co Lionel zaprzestał całowania mnie.
- Zgadł pan. - powiedział puszczając mu oczko i wykonując gest ręką. 
Zaśmiałam się delikatnie.
- W takim razie proszę opuścić salę. - rozkazał.
- Niech zostanie. - powiedziałam cicho.
- Nie będę dłużej owijał w bawełnę. Pani stan się pogorszył. Od początku wiedzieliśmy, że będzie ciężko ponieważ pańska choroba jest w jej zaawansowanym stadium i zdaje sobie pani sprawę z tego, że rozpoczęliśmy leczenie stosunkowo późno. Została pani zakwalifikowana do przeszczepu szpiku i teoretycznie ma pani dawcę, jednak po dogłębnych badaniach, taki przeszczep jest skazany na niepowodzenie. Rak rozwinął się w niesamowicie szybkim tempie i niestety, ale nie da się już nic zrobić. 
- Jak to nic? A chemioterapia, to nic nie pomoże? - zapytał Leo.
- Chemioterapia przedłuży życie pani Julii, ale nie uratuje go.
- Ile mi zostało? - zapytałam, kiedy łzy już płynęły swobodnie po moich policzkach.
- Myślę, że dziewięć lub dziesięć miesięcy... Lub nawet półtorej roku, jeśli zostanie pani w szpitalu. 
- To znaczy, że nie muszę tu być? Jeśli przestanę dostawać chemię, co wtedy? - zapytałam.
- Będzie się pani czuła jak wtedy, gdy miała pani raka, jednak nie miała chemioterapii. Krwotoki z nosa, omdlenia nie będą jednak tak częste jak wtedy.
Leo schował twarz w dłoniach. Ja zacisnęłam mocno usta by nie wybuchnąć płaczem. Moje dni są policzone. Za dziesięć miesięcy odejdę, zostawię Leo i wszystkie wspomnienia. Będę miała dwadzieścia sześć lat, gdy umrę. Zabawne, tak jakbym obejrzała właśnie film o całym moim życiu i nie mogła zrozumieć, że to na prawdę produkcja o mnie. O tej dziewczynie, która jeszcze pół roku temu wychodziła rano na  balkon, rozkoszując się widokiem swojego miasta marzeń, ciesząc się przy tym  beztroskim życiem jak z bajki. Bycie świadomą tego, że wkrótce zostawię Lionela znów mnie przerażało. Tym razem jeszcze bardziej, bo to było już pewne. Jednak odkąd zaświadczył mi, że chce to ze mną 'przeżyć', byłam trochę spokojniejsza. 

*
- I jesteś tego pewna? - zapytał raz jeszcze Argentyńczyk.
- Tak. - potwierdziłam.
- Nie wolisz żyć osiem miesięcy dłużej? 
- Jakie to życie, skoro dalej miałabym się kisić w tym szpitalu? - zapytałam unosząc ręce w geście zapytania.
- Byłbym tu cały czas. - odpowiedział.
- Ale ja chcę spędzić z tobą lepsze dziesięć miesięcy, będąc z tobą cały czas, tylko błagam, nie tutaj. - przełknęłam głośno ślinę - Tyle mi wystarczy. Zrozum.
- Rozumiem, tylko chcę mieć pewność, że wiesz co robisz. - powiedział przenosząc walizkę pod drzwi.
Popatrzyłam na siebie w lustrze. Bardzo się zmieniłam. Schudłam. Byłam naprawdę drobna, zupełnie na przekór figurze sprzed pobytu. Wtedy miałam kobiece kształty. Założyłam perukę i byłam gotowa by opuścić szpital raz na zawsze. Czyli na dziesięć miesięcy.


***

Jestem zadowolona z rozdziału. Nawet uroniłam na nim łzę, nie jedną. :) Mam nadzieję, że udało mi się ładnie ująć w słowa ten przełomowy w tym blogu moment. 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ



* ZAPRASZAM NA NOWEGO BLOGA *

http://no-cierres-ojos.blogspot.com/

Historia o tym, jak można stracić wszystko pozostając na szczycie z Shakirą i Gerardem Pique w roli głównej. Moja własna interpretacja piosenek Kolumbijki przekazana w niecodzienny sposób. Jest już prolog i rozdział, jutro wieczorem kolejny. :)


piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział VII: El cielo está cansado ya de ver la lluvia caer


PODKŁAD MUZYCZNY




Pomimo tego, że każdego poranka budziłam się w znienawidzonym miejscu, czułam się dobrze. Nawet pomijając fakt, że czuję się źle fizycznie i mam w sobie coraz mniej siły. Efektów ubocznych chemioterapii jest wiele, jednak to co z tego wyjdzie, może okazać się cudem. Ponieważ wierzę, że coś z tego wyjdzie... że nie umrę. Tylko dlatego, że są jeszcze tacy, którzy we mnie wierzą, a także jeden taki, który chce tego jeszcze bardziej niż ja. Chcąc nie chcąc, musiałam zmienić swoje nastawienie, bo to udowodniło mi, że mam dla kogo walczyć.
- Gotowa? - zapytał Leo wchodząc na salę z okrągłym pudełkiem w rękach - Wszystko załatwione. Wystarczy, że podpiszesz jakiś tam papierek.
Chciałam powiedzieć, że jestem gotowa, ale nie miałam chęci, by kłamać. Jestem spakowana i chętna, by spędzić ten weekend razem z Lionelem, jednak cząstka mnie nie jest przygotowana by pierwszy raz od miesiąca pobytu w szpitalu wyjść do świata, w dodatku przy Messim, którego oblegają fotoreporterzy. Od tych czterech tygodni zmienił się nie tylko mój stan fizyczny i psychiczny, ale mój wygląd. Wstydzę się tego, że moja głowa jest łysa. Kiedy mam czapkę, to wciąż widać. Z każdym nakryciem głowy - nie da się tego ukryć, jak i również nie da się nie zauważyć sztuczności, kiedy nakładam perukę.
Z niechęcią wsunęłam na głowę czapkę. Nie chciałam więcej marudzić, jednak wtedy Leo podszedł do mnie i ściągnął ze mnie nakrycie głowy.
- Jesteś piękna - pocałował mnie w czoło - Ale i tak mam coś dla ciebie - uśmiechnął się do mnie, ujmując moją twarz w dłoniach.
Otworzył tajemnicze pudełko i wyciągnął z niego perukę.
- To prawdziwe włosy, zafarbowane na twój kolor. - uśmiechnął się i ułożył je na mojej głowie.
Wstałam, by obejrzeć się w lustrze. Wyglądały naprawdę naturalnie i zupełnie tak jak te, których się pozbyłam.
- Dziękuję. - przytuliłam go, po czym pocałowałam delikatnie.
- Dziękuj Antonelli. Zgodziła się oddać trochę swoich włosów. To znaczy, ponad połowę. - zaśmiał się - Do tego doszła ta resztka twoich, którą ci ścieli. A teraz idziemy. - poklepał mnie po pośladkach, by mnie pośpieszyć na co pogroziłam mu palcem.
Zabrał walizkę i kilka toreb, a ja ubrana w czarne legginsy i zwiewną tunikę w kwiaty, oraz czarne conversy, ruszyłam za nim. Kiedy Lionel stał przy windzie, ja poszłam złożyć szybko jeden podpis i oddać klucze. Podpisałam, że wychodzę na dwudniową przepustkę i biorę całkowitą odpowiedzialność za swoje zdrowie i mnie samą. Nie musiałam tego czytać, żeby o tym wiedzieć. Po dwudziestu minutach jazdy czarnym jeepem należącym do Leo, zatrzymaliśmy się pod willą Lionela.
- Spokojnie, zatrudniłem sprzątaczkę i nie wygląda to tak tragicznie jak ostatnio. - uśmiechnął się Leo, otwierając mi drzwi od samochodu i pomagając mi wysiąść.
- Mam tylko nadzieję, że nie ma jej teraz w środku. - powiedziałam z uśmiechem, wieszając mu się na szyi.
- Planujesz coś? - zapytał szeptem i oparł swoją głowę o moją, popychając mnie przy tym na samochód.
- Obawiam się, że nie mam na to siły. - uniosłam brwi - Chodźmy już. - pośpieszyłam go i jakoś wyszłam spomiędzy Leo, a samochodu.
Poniekąd sama rozpoczęłam ten drażliwy dla nas temat, ale nie chciałam go dalej ciągnąć.
Leo zaniósł moje walizki na górę, do jego sypialni. Już chwilę później leżeliśmy na kanapie w salonie z ciepłą herbatą.
- Jak emocje przed Gran Derbi? - zapytałam kładąc rękę na jego torsie, zresztą tuż obok mojej głowy.
- Pierwszy raz nie mogę się skoncentrować przed klasykiem. - uśmiechnął się i popieścił moją dłoń.
- Pierwszy i ostatni! - zaśmiałam się - Mogłabym cię tak dekoncentrować, ale nie jeśli Barca ma na tym stracić.
- No proszę jaka przykładna Cule. - uśmiechnął się szeroko - A czekaj, czekaj... Cule? - udawał teatralne zamyślenie - Ty nie jesteś czasem socio?
- Nie.
- Więc będziesz - powiedział, po czym popatrzył na zegarek. - Za godzinę muszę jechać do hotelu i chcę cię tam jakimś sposobem zabrać, tylko będzie ciężko. Tam nie może być nikogo z zewnątrz. Nie możemy się... dekoncentrować. - specjalnie podkreślił ostatnie słowo.
- Dam radę, nie musisz mnie ze sobą zabierać - popatrzyłam mu w oczy.
- Ale co będziesz wtedy robić? Poza tym, nie. Musisz mieć kogoś, kto ci w razie czego pomoże. Tylko ja wiem jak. - uniósł brwi, chcąc się tym pochwalić.
- Załatw kogoś. Shakira? Ktoś, kto ma kontuzje? - wymieniałam.
- Shakira jest w Stanach, Pique ciągle narzeka, że nie ma mu kto gotować. Kontuzje ma tylko Tello, radziłbym nie ryzykować.
- W takim razie powodzenia w przemycaniu mnie. - uśmiechnęłam się - Idę się odświeżyć.
Odszukałam jedną z jakiś siedmiu łazienek w tym domu i wzięłam prysznic z letnią wodą, by pod zbyt wysoką temperaturą nie zasłabnąć. I tak wystarczająco ciężko było mi się utrzymać tyle czasu na nogach. Szybko się wytarłam, jednak moje roztargnienie nie dało o sobie zapomnieć, bo nie wzięłam ze sobą ciuchów na przebranie. Zeszłam na dół owinięta w ręcznik, a także bez peruki, jednak w tym samym czasie, gdy stawałam na schodek w połowie, poczułam na sobie czyjś wzrok. Choć mogłoby się wydawać, że to wzrok mojego współlokatora - to nie był on. To Alexis, który stał obok drzwi wejściowych. Był wyraźnie zdziwiony, gdy mnie zobaczył. Ja również. Szybko zawróciłam na górę. Wciąż bez ciuchów.

Lionel:

Oczywiście miałem pojęcie, jaką krzywdę wyrządził Sanchez Julii, a także wiedziałem, że ona nie będzie miała ochoty na rozmowę z nim, a nawet na patrzenie w jego obrzydłą twarz. Postanowiłem go jednak wpuścić, bo doceniałem, że nie zapomniał o koledze z dawnej drużyny.
- Czy wy...? - zapytał niepewnie Chilijczyk.
- Tak. - odpowiedziałem szybko.
- Wow. - zamknął oczy i wypowiedział powoli to krótkie słowo zdziwienia - Przecież wy się nienawidziliście.
- A wy się kiedyś uwielbialiście.
- I teraz nie jest inaczej. - podsumował.
- Hoho, stary. Wiele się zmieniło. - poklepałem go po plecach i zaprosiłem gestem do kuchni.
- No nie mów, że Julka tego nie zrozumiała. - zakpił, opierając się o lodówkę.
- Właśnie o tym mówię. - uniosłem brwi i ironicznie się uśmiechnąłem.
- Dobrze wie, jaki jest football. Nie mogłem zostać w Barcelonie tylko dla niej.
- Nie pożegnałeś się, zostawiłeś ją w najtrudniejszym momencie jej życia. Właśnie dlatego teraz nienawidzi ciebie, nie mnie. Wykorzystałem to. Tylko w trochę inny sposób, niż ty prawdopodobnie byś to rozegrał. Kocham ją odkąd ją pierwszy raz usłyszałem, a dzięki tobie wreszcie to zrozumiała. Dzięki, stary. - uśmiechnąłem się.
- Wzruszające. - udawał, że ociera łzy.
- Wynoś się, Sanchez. - powiedziała Julia wchodząc do kuchni, przy czym zjadając urwane z kiści winogrona. Miała na sobie czarne legginsy, te same co wcześniej i moją klubową koszulkę.
- Przepraszam. - podszedł do niej.
- Nie jesteś mi potrzebny. - odepchnęła go lekko - Odejdź, robi mi się niedobrze od twoich perfum.
Zaśmiałem się, przez co oczy Polki i Chilijczyka zwróciły się na mnie.
- Julka, zrozum. To była moja życiowa...
- Nie jesteś mi potrzebny. - przerwała mu, powtarzając wolniej to, co powiedziała wcześniej.
- Dobra, myślę, że wystarczy. - zaśmiałem się i niedowierzając machałem głową - Sanchez, idź grzać dupę u kogoś innego. Cristianowi przyda się towarzystwo.
Piłkarz posłusznie opuścił willę, na jego własne szczęście.

Julia:

Gerardo pozwolił Lionelowi, bym razem z nimi była na przedmeczowym krótkim zgrupowaniu, ale miałam być cicho. A Leo tak bardzo wtedy powstrzymywał się by na mnie nie patrzeć, że było to wręcz urocze. Mimo mojej obecności, Messi do szatni wszedł bardzo poważny i skupiony. Zajmowałam właśnie moje miejsce na trybunie VIP, tym razem wśród ludzi, których nie znałam. Było kilka WAGs, ale z tego gatunku, których nie lubię. Nuria, Vanessa i inne żony tych starszych, miały zająć miejsce w loży. Trafiłam idealnie, bo gdy usiadłam, zabrzmiał hymn Barcy. Razem z Cant Del Barca, w górę kibice unieśli kartki, układające mozaikę. To, co zobaczyłam przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Na boisko weszli piłkarze i pan z dziesiątką na plecach szeroko uśmiechał się w moją stronę i bił brawa Cules. Co chwila spoglądałam i na Messiego i na ogromny napis wśród trybun "FORÇA JULIA", co oznaczało po katalońsku - "bądź silna, Julia". Wychyliłam się patrząc na wschodnią trybunę, na której siedziałam, a tam widniał kolejny napis "PODER DE FANS" - czyli "siła kibiców". Uroniłam łzę wzruszenia i podeszłam do barierki, by to obejrzeć raz jeszcze, zanim kartki znikną. Nie trwało to długo, dlatego przeniosłam swój wzrok na najlepszego piłkarza świata i uśmiechnęłam się do niego przez łzy. Jednak on już nie patrzył  w moją stronę. Był skupiony. Za chwilę poda sobie rękę z każdym graczem Madrytu i będzie czarował na murawie.
                                                                                       
                                                                                  *

W 16. minucie Leo przejął piłkę na 33 metrze i przeszedł z nią obok wszystkich piłkarzy, po czym oddał piękny strzał na bramkę. Niesamowicie szczęśliwy przebiegł obok mojej trybuny i odkrył koszulkę, którą miał pod klubową. A na niej nasze zdjęcie i podpis "t'estimo", również w języku katalońskim. Znaczyło to "kocham cię". Podbiegł do barierek trybuny, jakimś cudem się na nią wdrapał i pocałował mnie. Poczułam się zmotywowana do walki jak nigdy wcześniej.

                                                                                   *

Po zakończonym El Clasico, wynikiem 2:0 dla Barcelony po golu Lionela i Neymara, czekałam na piłkarzy w tunelu, na ławce obok szatni gospodarzy. Korzystając z wolnej chwili, wzięłam tabletki. Wtedy z szatni wyszedł Cristiano Ronaldo. Zmierzył mnie wzrokiem, kiedy ja przyglądałam się jego wypucowanej twarzy. Wyglądał jak lalka.
- Dziewczyna Messiego? - zapytał.
- Wolałabym określenie partnerka, albo cokolwiek innego. - odpowiedziałam oschle.
- Innego? Nowa dupa Messiego może być? - zaśmiał się.
- Nie myliłam się. - westchnęłam i skierowałam wzrok w bok.
- Z czym? - usiadł obok mnie.
- Nie myliłam się co do ciebie. Prostak. - popatrzyłam na niego i uniosłam brwi.
- Najbardziej prostacka osoba w odległości kilometra to nie nikt inny jak ty. - odpowiedział po chwili.
- Nie mam ochoty na rozmowy z zakochanym w sobie piłkarzem. - powiedziałam, po czym wstałam z ławki i postanowiłam wejść do szatni.
Zakryłam oczy, by nic mnie nie zaskoczyło i dopiero gdy barceloniści upewnili mnie, że teren czysty - zdjęłam dłoń z twarzy. Mój kochany Leo, zamiast do mnie wyjść, robił sobie zdjęcia z każdym po kolei. Oczywiście eksponując przy tym podkoszulek z moją fotografią.
- Leeeeeoooo! - zawołałam go.
- Co jest? - oderwał się od przeglądania zdjęć, gdy usłyszał mój głos. 
- Nic, chce już stąd iść. Na zewnątrz stoi taki jeden narcyz, który podnosi mi ciśnienie. - zrobiłam minę zbitego psa. 
- Najpierw zdjęcie! - zaśmiał się i stanął obok mnie. Ustawił kamerkę z przodu, a ja dałam mu buziaka w policzek, co zostało udokumentowane. 
- Przebieraj się, panie mistrzu. - pośpieszyłam go z uśmiechem na twarzy.
Na końcu szatni dostrzegłam Alexisa. Zdaje się, że on nie zauważył mnie, dlatego szybko zajęłam się czymś innym. Jeszcze jego mi brakuje do kompletu zakochanych z wzajemnością futbolistów...
- Zapraszamy kogoś, czy spędzamy wieczór sami? - zapytał się mnie Messi na ucho.
Położyłam rozłożone ręce na jego ramionach.
- Sami. - odpowiedziałam cicho.

       ***

Wow, nie sądziłam, że tak ciężko będzie się pisać tego bloga. I nie sądziłam też, że tak szybko, bo jesteśmy w jego POŁOWIE! :) Tak, jeszcze siedem rozdziałów do końca. 
Co raz mniej komentarzy, a to dla mnie brak motywacji...

ZAPRASZAM NA NOWEGO BLOGA! :) PIERWSZY ROZDZIAŁ JUŻ JUTRO WIECZOREM, A TERAZ MOŻECIE SIĘ ZAPOZNAĆ Z PROLOGIEM :)

http://no-cierres-ojos.blogspot.com/

tak bardzo szczęśliwa, gdy Leo strzela jak dawniej <3