niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział IV: Zaczęliśmy niczym.


PODKŁAD MUZYCZNY!!



Wszystko było takie idealne, gdy obudziłam się w czyiś objęciach.
Do momentu, w którym zrozumiałam, że leżę wtulona w osobę, w którą nie powinnam być wtulona.
I do kolejnego momentu, w którym zrozumiałam, że mam leukemię.
Coś mnie dziwiło. Nie moja choroba. Dziwiło, a właściwie intrygowało mnie zachowanie Lionela. Wszystkie, tak odmienne sytuacje i moje wyobrażenia na jego temat zmieniły się w przeciągu niecałych trzech dni. Zaczęliśmy niczym. Kompletnie niczym innym jak kwaśnymi spojrzeniami, zupełnie niewiadomymi dla nas obu. Przeszliśmy przez kłótnię, po której Messi wywarł na mnie takie wrażenie, że postanowiłam mu zaufać.
Zjawił się wtedy, kiedy nie było nikogo innego. Był tylko on, martwił się o mnie od samego początku. Odkąd miałam  głupi krwotok z nosa. Kiedy nikt nie spodziewał się, że to rak. A on od początku, aż do wyników badań wiedział, że nie można tego zlekceważyć i troszczył się o mnie, zupełnie jakbyśmy znali się od dawna. Wyglądało to tak, jakby wiedział o mojej chorobie jeszcze przed lekarzami, ale tak nie było. Po prostu chciał spłacić kredyt. Być przy mnie jako odpłata za to, że dałam mu szansę. To normalne zachowanie dla dobrego człowieka, którego Messi bez wątpienia reprezentował.
Chciałam zejść z łóżka tak, by nie obudzić mojego kolegi. Nieudolnie.

- Gdzie idziesz? - zapytał totalnie zaspanym głosem, ziewając i przecierając oczy.
- Do toalety. - skłamałam  i ruszyłam do gabinetu lekarskiego, ogarniając się bardzo minimalnie na korytarzu.
Zapukałam do drzwi, zero reakcji. Nie chcą mnie, to nie.
- Dzień dobry. - powiedziałam po wejściu do środka.
- Jestem zajęty. - mówił lekarz nie odrywając wzroku od monitora.
- Nie szkodzi. - usiadłam na krześle na przeciwko biurka, założyłam nogę na nogę - Jako osoba ciężko chora, powinnam coś wiedzieć o tym, co mnie zabija. Dlatego teraz pan skupi się nad tym, co dalej z moim leczeniem i wszystko ładnie mi wytłumaczy. Proszę. - ostatnie słowo dodałam po chwili zastanowienia.
Lekarz zaśmiał się cicho i machał przecząco głową.
- Proszę wyjść. - powiedział z uśmiechem.
- Nie ma takiej opcji. Chcę wiedzieć, co mam robić dalej. Im szybciej się dowiem, tym szybciej będę mogła się wypisać. Powie mi pan, czy woli pan, by sprawa trafiła trochę wyżej? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Czego chciała się pani dowiedzieć? - zapytał z poważną miną.
Każde jego kolejne słowo trafiało we mnie jak strzała, lub pocisk. Chemioterapia, krótkie przerwy, osłabienie, oszczędzanie się. Nawet nie miałam gwarancji, że po tym wszystkim będę mogła normalnie żyć. Ba, nie wiedziałam, czy ja w ogóle będę mogła żyć. Jeśli nie wykończy mnie choroba, to wykończy mnie takie życie. Od przyszłego tygodnia codzienne ogromne dawki chemii, aż nie znajdzie się dawca szpiku. Żyje w strachu, że stracę moje idealne życie na zawsze. Wierzę, że dam radę te kilka miesięcy, ale nie dopuszczam do siebie myśli, że miała bym to wszystko tutaj zostawić. Moją Barcelonę, moich kolegów i przyjaciół, karierę, którą planuję i Leo, dla którego jestem teraz ważna. Nie mogę tak po prostu odejść, muszę o to walczyć. Co ma mi pomóc, jeśli nie wiara?



Weszłam na salę, a na moim łóżku z grobowymi minami siedzieli moi bliscy koledzy z Barcy. Cristian Tello, Marc Bartra, Neymar, Carles Puyol, Sergi Roberto (właściwie, to nie wiem co on tu robił) i oni - Leo i Alexis.
Zaczęłam się powoli wycofywać. Nigdy wcześniej nie czułam takiej niechęci jak teraz. O wszystkim już wiedzą i chcą się nade mną poużalać. Chcą powiedzieć, że wyzdrowieję, że dam radę. Chcą wyjaśnień, a ja nie mam odwagi nawet tam podejść. Nie mam ochoty, by wszystkim tłumaczyć ten koszmar od początku. Chcę się już obudzić.


Wyszłam na korytarz i właściwie nie wiedziałam, dokąd miałam iść, żeby mnie nie znaleźli. Kible były paskudne i zapewne zajęte. Poszłam na schody, ale Lionel szybko to zauważył. Usiadł obok mnie.
- Mają sobie iść? - zapytał.
- Tak. - odpowiedziałam płacząc.


- Pójdą. - uśmiechnął się i przytulił mnie - Nie możesz ciągle płakać.
- Co mi zostało? Nikt nie ma pojęcia, co dalej z moim życiem. Nie wiem, czy już mam się szykować do śmierci, czy wierzyć, że wyzdrowieję. Bo jeśli moja wiara nic nie zdziała, to umrę niekompletnie szczęśliwa.
- Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa i żywa. - mówił kierując swój wzrok w moje oczy. Jedno głębokie spojrzenie, które sprawiło, że czułam się tak bezpiecznie.




Postanowiłam, że porozmawiam z chłopakami. Prędzej czy później będę musiała im jakoś to wytłumaczyć. Na salę Messi prowadził mnie trzymając rękę na moim biodrze. Nie powinnam mu na to pozwalać, jednak nie miałam serca, by go tak traktować. Gdy weszliśmy, zastaliśmy piłkarzy robiących sobie zdjęcia. Nawet wizytę w szpitalu muszą upamiętnić tradycyjną słitfocią na instagrama.
Przywitałam się ze wszystkimi i usiadłam na łóżku.
Nie chcieli wiele. Powiedzieli, że będą dla mnie zawsze, a ja będę dla nich i to całkiem zdrowa, już niedługo. Nie pytali, co dalej ani co wcześniej. Takiego ich zachowania właśnie chciałam. Dobrze, że jednak nabrałam odwagi i zawróciłam. Nie mogę się na wszystkich zamykać, to nie czas i miejsce.



Świetną zabawę przerwał nam doktor. Przyniósł wypis i przekazał dalsze wskazówki, które usłyszałam już wcześniej. Z piłkarzami umówiłam się na imprezę wieczorem, Leo także się wybiera. Poszli wszyscy, został tylko Sanchez i Messi, który uznał, że zostawi nas samych.

- Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś mnie tu zostawić. - staliśmy na przeciwko siebie, złapał mnie za ręce. głęboko zerkaliśmy sobie w oczy. - Nie zostawisz mnie, wyzdrowiejesz. - posmutniał.
Przełknęłam głośno ślinę.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Przez chwilę mu ulegałam, jednak wreszcie się od niego odsunęłam. Leo szedł w naszą stronę. Patrzył na mnie tak okropnie chłodno, że aż przeszły mnie ciarki.
- Idź. - rzuciłam do Alexisa, na co spojrzał na mnie pytająco.
Poszedł.

Tym razem za bardzo sobie pozwolił. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, czasami bywają między nami bardziej namiętne sytuacje, ale od jakiegoś czasu zachowuje się tak, jakbyśmy byli razem. Inna sprawa łóżkowa, a inna, gdy całuje mnie w ten sposób. To ciężkie do zrozumienia, ale jeśli wybierać najbardziej romantyczną sytuacje jaką mieliśmy, to właśnie ta z przed momentu. Wszystko widział Messi i poczułam się jak zwyczajna dziwka.


- Jesteście razem? - zapytał z poważną i wciąż bijącą chłodem twarzą.
- Nie. Zapomina się. - westchnęłam.
- Znaczy?
- To znaczy, że... jejku... jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi i czasem dochodzi do... jakby to, madre mia... - westchnęłam.

- Szybkich numerków? - zaśmiał się.
- Tak. To znaczy, wiesz, to było jeszcze przed tym jak miał dziewczynę, no ale... czegoś takiego jak dzisiaj nigdy jeszcze nie odwalił.
Chyba nic dziwnego, że głupio było się przyznać do spędzania nocy z PRZYJACIELEM?
- Ma dziewczynę? - zdziwił się - W takim razie mogę być spokojny. - uśmiechnął się.
Wysłałam mu pytające spojrzenie, odpowiedział uśmiechem.



Po drodze do mojego lokum, wstąpiliśmy do willi La Pulgi. Jeśli 'po drodze' to znaczy "trochę w drugą stronę", bo jego dom stał w Gavie, małej miejscowości pod stolicą Katalonii. W środku było pusto, jakby nikt tam nie mieszkał. Wyposażenie było. Meble, AGD, światło, pierdółki w całym domu i wielkie obrazy na ścianach, ale było tam szaro mimo słońca za oknem. Dałam Lionelowi się przebrać i zostawiłam pytania na podróż.
- Ten dom wygląda jakby był opuszczony. - podsumowałam, gdy wyjeżdżaliśmy z parceli.
- Bo jest opuszczony. Myślisz, że mógłbym sam mieszkać w czymś tak ogromnym? - uśmiechnął się - Czułbym się przytłoczony.
- To gdzie teraz mieszkasz?
Zaczerwienił się, na co wybuchłam śmiechem.
- U mamy. - śmiał się razem ze mną.
- Wiesz ile wzięła bym za to kasy?! Sprzedać to do tabloidów. "Wielki Lionel Messi mieszka z... MAMĄ!". Czujesz? - nie przestawałam się śmiać.
- Wredna. - uśmiechnął się, patrząc chwilę na mnie. Szybko wrócił wzrokiem na drogę - Ale co ja zrobię? Odkąd nie ma przy mnie Antonelli to czuję się pusto bez jakiejś kobiety w moim mieszkaniu. - zaśmiał się.
- A trzeba było się zastanowić, kiedy z nią kończyłeś.
- To była najlepsza decyzja w moim życiu. Nie mogłem być z kimś, kogo nie kocham.
- A przez ten cały czas ją kochałeś? - zapytałam.
- Nie, to nie była miłość. To było jakieś zauroczenie. Wierzę w to, że miłość czuje się tylko do osoby, która jest ci przeznaczona. Poznałem taką i wreszcie zrozumiałem, co to znaczy kogoś kochać. Bez względu na wszystko. Możesz pokochać tę osobę, nawet jej nie znając. Ona siedzi w twoim sercu. - dokończył.

Pamiętam, gdy mówiłam, że się nie zakocham. Stwierdziłam, że miłość sama do mnie przyjdzie. A ona jest tak blisko. W moim sercu. Jeśli nie umrę, to może zrozumiem kim jest mój jedyny. Drogie serce, mamy mało czasu.
- Mogę się wreszcie dowiedzieć, która jest tą twoją wybranką? Bo czuję się niezręcznie. Powinieneś teraz być koło niej, nie koło mnie. - uśmiechnęłam się.
- W swoim czasie sama ogarniesz, która to. - a na twarzy... czerwono!
- Bardzo cię ta twoja miłość zawstydza, buraczku. - wysłałam mu cmoka.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - wystawił język.

Weszliśmy do mojego mieszkania, kiedy ja brałam prysznic, Leo poszedł do sklepu po składniki na obiad. W głowie wszystko mi się mnożyło. Każda jedna pojedyncza myśl o mojej chorobie chodziła po mojej głowie, wbijając nóż w każdą jej część. Chciałam od tego uciec.

Wyszłam z łazienki w samym ręczniku, bo zapomniałam wziąć ciuchów. Byłam pewna, że Lionel jeszcze jest na zakupach. Niespodzianka. Wszedł w tym momencie, w którym byłam w połowie drogi do sypialni.
Aż głupio kolejny raz powtarzać, że się zarumienił. Powinnam wspominać o tym, że tego nie zrobił. Zdecydowanie łatwiejsze zadanie.
Zrobiłam głupią minę, mówiąc 'ups'. Chwilę się śmialiśmy, ale w końcu uciekłam do pokoju.


Założyłam jasne jeansy, a na górę kremowy sweter w warkocze. Zrobiłam lekki makijaż i włożyłam kolorowe bransoletki na rękę.
W kuchni czarował Argentyńczyk. Oparłam się o piekarnik i przyglądałam się temu, co robi.
Zaczął śmiesznym tonem udawać kucharza nagrywającego swój program kulinarny. Wyciągnęłam iPhone i nagrałam go.
- Co dzisiaj jemy? - zapytałam chowając telefon do kieszeni.
- Makaron z serem mascarpone, szpinakiem i wędzonym kurczakiem. - wciąż miał śmieszny akcent - Pasuje pani?
- Oczywiście, sir. - pomachałam potwierdzająco głową. 
Kiedy Leo gotował, robiłam mu zdjęcia, przy których bardzo się wydurniał. Nakładał ogórka na oczy, robił uśmiech z makaronu.
W końcu danie było gotowe. Usiedliśmy do stołu z wciąż pozytywnymi humorami; nie przestawaliśmy się uśmiechać. Messi ma na mnie dobry wpływ.


Leo ciągle mnie kontrolował, nawet kiedy jadłam. Sprawdzał, czy niczego nie wyrzucam pod stół, czy w inne miejsce. Sama nie mam na to pomysłu. W normalnej sytuacji byłabym na niego zła, że nie daje mi spokoju, ale teraz cieszyłam się, że jest obok mnie, kiedy nie ma Sancheza. Moja przyjaźń z Chilijczykiem ostatnio polegała tylko na seksie i pocałunkach, bynajmniej według niego. Ja tak nie chciałam. Zawsze widziałam w nim kogoś, kto potrafi mi pomóc, ale najwidoczniej ta funkcja odeszła w niepamięć.
- Dziękuję. - powiedziałam uśmiechając się i patrząc w oczy Argentyńczykowi.
- Jeszcze nie masz za co. Nie dam ci już spokoju. - uśmiechnął się.


- W sumie, nawet się cieszę. Nawet bardzo, bo zawsze chciałam cię poznać. Ale nie sądziłam, że jesteś takim pozytywnym człowiekiem. Dziękuję, że teraz tu jesteś. - powiedziałam.
Miałam ochotę go teraz przytulić. Tak naprawdę, to coś ciągnęło mnie do pocałunku, ale musiałam wmówić sobie te mniejsze zło. Chciałam mocno się w niego wtulić, żeby znów poczuć się bezpiecznie. Jego towarzystwo wystarczało, żebym zapomniała o wszystkich problemach, ale jego bliskość była mi równie potrzebna. 
Przypomniałam sobie słowa barcelońskiej '10', które wymawiał do mnie w aucie. "Możesz pokochać tę osobę, nawet jej nie znając". To właśnie to. Wszystko do mnie dotarło. Za każdym razem, gdy On mówi o swojej jedynej, mówi o mnie. Że ją znam, że jest bliżej niż myślę. Wspominał, że na początku nie potrafił z nią rozmawiać, oraz, że jest słodka gdy się denerwuje, a to właśnie on uwielbia mnie denerwować tylko po to, żeby trochę się rozbawić i czerwienić. To wszystko było już dla mnie jasne. W ciągu tych trzech dni, powoli dochodziło do mnie to, że miłość do mnie przyszła. Przeznaczony jest mi najlepszy piłkarz świata i chyba nic nie mogę z tym zrobić.



20 komentarzy:

  1. HAHAHAHAH ROZWALIŁO MNIE TO Z SERGIM HHAHAHAHHA :3 NO ZAJEBISTE DOBRZE ZE OGARNĘŁA ŻE MESSI JA KOCHA W KOŃCU CZEKAM NA NEXTA <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny :> czekam na kolejny rozdział xD /Gosia

    OdpowiedzUsuń
  3. jej ;o
    tak słodko a zarazem tak smutno ;c

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny ! < 33333 Leo jest taki słodki :3 Czekam na kolejny ! ♥ GENIALNIE PISZESZ ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. robi się coraz ciekawiej <3

    czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahah Leo Messi mieszka z mamą ;DD Niezła jazda ^^
    Suuper jest <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Awwww... <333
    Piszesz świetnie, chce nexta <33

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny rozdział kocham twoje opowiadanie czekam na nowy :) :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialne <3
    Leo awww *.*
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudoo <333 *.* Kocham twoje blogi :3
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny rozdział :D czekam na następny <333

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny ! :) Jak Alexis mógł ją pocałować ? :O

    OdpowiedzUsuń
  13. omomomo Kocham twojego bloga <3
    zamiast uczyć się na ppolski go całego przeczytałam i nie żałuję ^^
    czekam na kolejny rozdiał ^^ ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny bloog <3 Czekam na nexta ;* !

    OdpowiedzUsuń
  15. czemu tak długo nie ma następnego ?? no ileż my mamy czekać ? -.-

    OdpowiedzUsuń
  16. kiedy kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham tego bloga, więc nominowałam cię do Liebster Blog Award ♥ Szczegóły u mnie http://culeforeve.blogspot.com/2013/12/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  18. Aww<3 w końcu pojęła że Leo ją kocha<3

    OdpowiedzUsuń