- Nie... Zostanę tutaj i trochę... posprzątam! - uśmiechnęłam się, jednak w głębi duszy było mi przykro. Nie jadę tylko dlatego, że boję się współczucia.
- Okej, nie rób nic głupiego, zajmij się czymś koniecznie. Po treningu pojadę do siebie, więc błagam nie zadręczaj się. - uśmiechnął się - Będę o dwudziestej, wtedy pójdziemy na imprezę. Chyba, że idziesz z kim innym, wtedy ja dołączę...
- Idę z tobą. - odpowiedziałam i myślałam, że się uśmiecham, ale było mi ciężko i się nie udało.
Chciałam go zatrzymać, ale nie mogłam. Ma swoje życie: treningi, mecze, przyjaciół, rodzinę. Nie może spędzać ze mną całego dnia, tylko dlatego, że los mnie tak skrzywdził. Robi dla mnie wystarczająco dużo, nie powinnam narzekać.
Chodzi jedynie o to, że już za nim tęsknie.
Złapał moją głowę i pocałował mnie w czoło. Przeszły mnie przyjemne dreszcze. Wtuliłam się w Lionela, położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Ilekroć moje powieki opadały, widziałam szpital. Już za tydzień mam do niego wrócić, ale nie jestem na to gotowa. Boję się tego co mnie czeka, a co najgorsze - boję się jak to się skończy. Może być już za późno na skuteczne leczenie.
Drzwi się zamknęły i zostałam sama z moimi myślami. Nie mam zamiaru sprzątać, nie cierpię tego robić. Nie obiecałam mu, że nie będę się męczyć, dlatego nie muszę się przed tym bronić.
Myśli napływają do mojej głowy w tempie błyskawicznym, zero szans żeby ich nie wpuścić. Są ode mnie silniejsze.
Powoli tracę wszystko i wszystkich, ale nie czuję się winna. Rodzice nie są moimi rodzicami, przyjaciele z Belgii o mnie nie pamiętają, a Alexis chce ode mnie więcej, niż chce mu dać. To wręcz niezauważalne, jednak to jest mój problem. Nie czuję się jakbym to ja kogokolwiek od siebie odpychała, ale mam wrażenie, że jest coś co robi to za mnie. A właściwie coś, co robią ludzie, żeby mnie zranić. Powoli doprowadzić do tego, żebym zrozumiała jakiego pecha mam w życiu. Spełniłam swoje marzenia i... niby mam cudowne życie, ale to nie do końca jest tak. Wcześniej nie dostrzegałam swoich problemów, dopóki w moim życiu nie pojawiła się choroba. Przez nią wciąż myślę i myślę. Mimo wszystko, tyle czasu ile poświęcam na zadumie to nie jest wcale ogromna ilość. Gdyby nie Lionel, zamknęłabym się w sobie już w szpitalu. Co mnie martwi, to fakt, że się od niego uzależniam.
Rozejrzałam się po mieszkaniu. Na meblach warstwa kurzu, a podłogi wręcz czarne. Z ogromną niechęcią zabrałam się za sprzątanie. Oglądałam przy tym zdjęcia oprawione w ramkę. Z "wakacji" z Alexisem, z całą drużyną po El Clasico, było też jedno z grzybobrania z Shakirą i Gerardem, a także zdjęcia z treningów i imprez. Nawet nie czułam, że po policzku spływają mi łzy. Żyję ze świadomością, że mogę to wszystko stracić.
Tak minęły mi trzy godziny, po których odczułam zmęczenie. Białaczka nie daje o sobie zapomnieć, jestem słabsza niż kiedykolwiek i powinnam więcej czasu poświęcać na sen. Położyłam się na łóżku w sypialni i nie czekałam długo, aż odpłynę.
z perspektywy Leo
Drzwi do jej mieszkania były otwarte, więc wszedłem. Wszedłem z nowym planem, z ochotą zmienienia podejścia Julii. Chcę, żeby walczyła do końca o swoje zdrowie i nie poddała się, dla mnie. Jest dla mnie cholernie ważna i nie potrafiłbym się z nią rozstać, mimo, że dopiero się poznaliśmy.
- Och, to ty. - uśmiechnęła się przeciągając się na łóżku w sypialni.
Odwzajemniłem uśmiech.
- Zanim pójdziemy, chce z tobą porozmawiać. - odpowiedziałem po chwili.
- Co jest?
- Od dzisiaj jestem twoją dobrą wróżką. - zaśmiałem się.
- Okeeej. - przeciągnęła i wyraźnie nie wiedziała, o co mi chodzi.
- O czym marzysz? - zapytałem siadając obok niej.
Chwilę się zastanawiała.
- Chciałabym zwiedzić kilka miast. - uśmiechnęła się szeroko.
- Jakich?
- Ee... Rosario - uśmiechnęła się przygryzając wargę - Rio De Janeiro, Los Angeles i Amsterdam.
- Rosario... - powtórzyłem.
- Tak. - uśmiechnęła się i spuściła głowę, była lekko zawstydzona - Dlaczego pytasz?
- Bo od dziś jestem twoją dobrą wróżką od spełniania marzeń. - zaśmiałem się.
- Nie, nie, nie. - uśmiech zszedł jej z twarzy i popatrzyła mi w oczy, zatraciłem się w jej brązowych tęczówkach.
- Dlaczego niby nie?
Wstała z łóżka i wyciągała ciuchy z szafy.
- Leo, od kilku dni moje życie kręci się tylko wokół ciebie, a twoje wokół mnie. Jest mi z tym dziwnie, bo... kiedy nie ma cię przez kilka godzin, okropnie tęsknie i jedyne na co czekam, to żebyś był przy mnie. Twoja obecność mnie rozwesela, ale tak nie może być. Masz swoje życie, ja mam swoje. Może i nie powinnam, ale boję się, że się od ciebie uzależnię, a potem stracę. Nie przeżyłabym tego. - mówiła trzymając sukienkę w ręce, co chwile nią wymachując.
Sam nie wiedziałem jak na to odpowiedzieć. Może mi nie ufać - dopiero się poznajemy. Ale właśnie dlatego, że się poznajemy - nie chcę jej tracić ani na moment.
- Nie mam swojego życia. - skwitowałem.
- Masz. Masz piłkę, masz rodzinę. - łza spłynęła jej po policzku.
- Ale to jest coś, co będę miał zawsze. Teraz walczę o ciebie.
z perspektywy Julii
- Słucham? - zapytałam wyraźnie zaintrygowana ostatnim zdaniem.
- Walczę o ciebie. - powiedział wolniej.
- A do czego ja jestem ci potrzebna?
- Do życia. Jesteś dla mnie ważna, zżyliśmy się w takim momencie, że nie byłbym w stanie cię teraz zostawić. Masz kogoś innego poza mną? - zapytał, kładąc ręce na kolana.
- Mam... Alexisa. - zawahałam się, a Leo zrobił dziwną minę - Okej, nie mam nikogo innego. Teoretycznie są jeszcze chłopacy, ale...
- Ale jest ale. - uśmiechnął się. - Możesz zrozumieć, że przebywanie z tobą sprawia mi ogromną radość i pozwolić mi cię nie opuszczać aż nie wyzdrowiejesz?
- A kiedy wyzdrowieję, to mnie zostawisz? - zapytałam.
- Nigdy. - przytulił mnie - Ubieraj się, czekają na nas w Suttonie. - puścił mnie z uśmiechem.
Gdy Leo poszedł do samochodu po dokumenty, ja ubrałam białą sukienkę bombkę i zrobiłam lekki makijaż. Spryskałam się perfumami, włożyłam na nogi czarne szpilki i wyszłam, zamykając mieszkanie, po czym schowałam klucze do czarnej skórzanej niewielkiej torebki.
Przez całą drogę do ogromnego i totalnie zatłoczonego klubu, w ogóle nie rozmawialiśmy.
Przed klubem czekał Cristian, Cesc, Carles, Marc i Jose. Ku mojemu zdziwieniu - nie było Alexisa, wspaniale. Strzelam, że to Messi zaprosił Pinto. Są przyjaciółmi, a bramkarz nigdy wcześniej z nami nie imprezował.
- Nie ma żadnej dziewczyny? - zapytałam witając się z każdym po kolei.
- Nie ma drugiej takiej jak ty, która chętnie chodzi na imprezy do takich klubów. - zaśmiał się Tello, na co puściłam mu oczko.
Dzisiaj będę bawić się jak nigdy, postanowione.
Złapałam Leo za rękę i pociągnęłam go do środka, gdzie czekał specjalnie przygotowany dla nas stolik obok baru, na którym mieliśmy opłacone wcześniej trunki. Wzięliśmy po drinku, pochłonęłam go w tempie ekspresowym.
Ale chwila... przecież jestem abstynentką. Ups, sytuacja chyba wymyka się spod kontroli. I o to właśnie chodzi.
Po trzech drinkach wreszcie miałam na tyle odwagi, by wyjść na parkiet. Pociągnęłam ze sobą Leo, który mimo, że wypił tyle co ja - był niechętny do zabawy.
- Co jest? Wyluzuj się! - przekrzykiwałam muzykę zaczynając poruszać moim ciałem, bardzo blisko niego.
- Julka, wyjdźmy stąd na chwilę. - złapał mnie w talii i wyprowadził z klubu.
- Chcesz mi zepsuć wieczór? Mam zamiar świetnie się bawić, możemy już wrócić? - krzyczałam, jednak z uśmiechem na twarzy.
- Alexis podpisał kontrakt z Manchesterem United. - powiedział.
Szczęka mi opadła. To znaczy, że wyjechał do Anglii. Wyjechał bez kompletnie żadnego słowa, w momencie w którym najbardziej go potrzebuję. Zawiódł mnie. I nie chodzi o to, że ja nie pozwoliłabym mu jechać. Chodzi o to, że najwidoczniej chciał się ode mnie odciąć jak najszybciej i już nigdy mnie nie widzieć.
Popłakałam się i wtuliłam w ramiona Argentyńczyka.
- Odprowadź mnie do domu, proszę. - powiedziałam będąc w niego wtulona.
Kazał mi wskoczyć na jego plecy i bez słowa wróciliśmy na Avinguda del Carritel, jednak zanim weszłam do kamienicy, zaszłam do kiosku na drugiej stronie ulicy i kupiłam nic innego, jak papierosy.
Idealne by się uspokoić.
- Zwariowałaś? - zapytał Leo, gdy zobaczył jak odpalam fajkę.
- Tak. - odpowiedziałam przez łzy.
Wpatrywał się we mnie tak czule, że chciałam rzucić mu się w ramiona, ale nie przesadzajmy. Mam większy problem, bo tak jak mówiłam - tracę co się da. I choć myślałam, że sprawa z Alexisem jest chwilowa, to się myliłam. Sanchez dzisiaj pokazał, jak bardzo mu na mnie zależy. Byłam ostatnią osobą, która się o tym dowiedziała, a on śmie mnie nazwać przyjaciółką. Jedyne, co zrobił w ramach pożegnania, to ten nieszczęsny pocałunek w szpitalu i jakieś mdlące zdanie, którego treść była na tyle ciekawa, że już zapomniałam jak brzmiała. Straciłam najważniejszą osobę w moim życiu.
- Pójdę już. - powiedziałam, rzucając papierosa na ziemie.
- Nie rób...
- Niczego głupiego. - przerwałam - Tak, wiem. Przestań się bawić w mojego ojca. - rzuciłam mu chłodne spojrzenie wchodząc do bloku.
Zajęło to trzydzieści minut, kiedy przestałam płakać i podniosłam się z podłogi w przedpokoju. Ruszyłam do łazienki i postanowiłam zażyć relaksującej kąpieli. Wlałam do wody co tylko się dało i jakby nic, poszłam po piżamę do sypialni. Zrzuciłam z siebie niewygodną suknię i przeszłam się do wanny w samej bieliźnie. Mijało pół godziny siedzenia w wannie i znowu odświeżania sobie sytuacji, w których życie zabierało mi najważniejsze osoby i zrozumiałam, czego boję się w znajomości z Messim. Boję się tego samego, co już mnie spotkało. Czyli rozczarowania, gdy nagle go zabraknie. Bo skoro on w tym momencie staje się kimś, bez kogo nie potrafię funkcjonować, to może mi być ciężko gdy mój pech zechce wziąć sobie również jego. Przytłoczona całą sytuacją zauważyłam jedyne wyjście, a raczej chwilowe rozwiązanie problemów, leżące tuż obok mnie. Mój wzrok spoczywał na maszynce do golenia. To dość prymitywne narzędzie do robienia czegoś takiego, ale byłam bardzo zdesperowana i ledwo myśląca. Minęła chwila, a po moich nadgarstkach płynęła krew, a ja czułam się lżej. Zadałam sobie cierpienia i było mi lepiej niż wcześniej.
Po kąpieli położyłam się na sypialnianym łóżku i gapiłam się w sufit. Łzy cisnęły mi się do oczu, mimo że nie myślałam o zupełnie niczym. I nagle przypomniało mi się, że to ostatni tydzień wolności. Tylko w tym momencie było mi smutno, że to tak długo będzie trwać. Niech mnie ten rak zabije jak najszybciej.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Sprawdziłam godzinę w telefonie - 23:23.
Za drzwiami stał on - Lionel Andres Messi w czarnej bluzie adidasa bez kaptura, czarnych jeansach i białych adidasach za kostkę.
- Możemy porozmawiać? - zapytał, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami.
- I to nie może zaczekać do jutra? - zapytałam przewracając oczami, po czym zaprosiłam go do środka.
Nie potrzebował dużo czasu, by zauważyć moje rany. Zapomniałam o nich i pozostały gołe. Już czuję to kazanie.
Usiadł obok mnie i złapał mnie za pociętą rękę. Przyciągnął ją do swojej twarzy i składał na niej pocałunki. Gdy to zobaczyłam, moje oczy wylały kilka łez. Wtuliłam się w niego okropnie mocno, łapiąc go za głowę, szyję, brodę. Chciałam go poczuć. W końcu moje zapłakane oczy znalazły oczy Leo, patrzące na mnie z pożądaniem i miłością. I stało się. Całowaliśmy się. Nie przez chwilę. Usta Leo nagle znalazły się na mojej szyi, a jego ręce ściągały ze mnie koszulę nocną. Gdy usiadłam mu na kolanach ściągnął bluzę i dalej działo się to, co zaszło niejednokrotnie między mną a Alexisem. Zdaję się, że nigdy nie będę miała przyjaciela, z którym się nie prześpię. Tak przez chwilę myślałam, ale to nie było tak. Ja się z nim nie przespałam, ja się z nim kochałam. To była noc pełna uczucia, dzięki której określiłam wreszcie co czuję do piłkarza. Nie spałam ani przez minutę, wspominając to co się wydarzyło. Zakochałam się, ale miałam pewne obawy. Te same co rano, po południu i po tym, kiedy dowiedziałam się o Sanchezie.
Leżałam na boku, opierając głowę na ręce i patrzyłam na niego, kiedy spał. W życiu bym nie pomyślała, że to się stanie. Nigdy nawet tego nie pragnęłam.
- Długo nie śpisz? - zapytał z uśmiechem na twarzy, kiedy zegar wskazywał piętnaście minut po szóstej.
- W ogóle nie spałam. - odparłam również z radością wymalowaną na twarzy.
- W takim razie, Julia... nie pomyśl sobie, że cię w jakiś sposób wykorzystałem, czy coś... - zastanowił się - To co się między nami zdarzyło nie jest dla mnie jakimś jednorazowym super przeżyciem. Ja to robiłem z miłości do ciebie. Każdego dnia uświadamiam sobie, że ktoś nas połączył tuż po narodzinach. - przerwał - I tak, oficjalnie znamy się tydzień. Ale nie zapomnij o naszym pierwszym spotkaniu, rozkochałaś mnie do tego stopnia, że się ciebie bałem. - zaśmiał się - Wierzę, że jesteś mi przeznaczona. Kocham cię. - oznajmił.
_________________
Gorzej być nie mogło...
W każdym bądź razie, przepraszam za tak długą przerwę, ale kompletny brak czasu!
Dedykuję rozdział wszystkim czytelnikom, dziękuję wam za komentarze. Kochani ♥
Genialne *_* jak zawsze, ale prosze niech Julia przeżyje ♥♥
OdpowiedzUsuńrozdział jest cudowny, naprawdę :)
OdpowiedzUsuńte uczucia, oh ah <3
i gupi gupi gupi Alexis -.-
ps. dzisiaj będzie prolog na moim kolejnym bogu haahha
pozdrawiam,
Domczi Guru i Mentor
Supeeer rodział <3 Czekam na kolejny <3 Niech Julia przeżyje to wszystko i niech będą razem ♥ //Karolina
OdpowiedzUsuńBoski *.* Czekam na nexta <333
OdpowiedzUsuńCudo *_*
OdpowiedzUsuńOni muszą być razem <33
Czekam na nowy *.*
Nati poryczałam się :'((((((( nie wiem jak opisać to słowami jak bardzo podobał mi się ten rozdział. Czytałam go dwa razy. (nie wcale nie lubię takich klimatów XDD) no cudowny,genialny,fantastyczny,super,zajebisty,wspaniały(kończą mi przymiotniki) masz mnie całą za ten rozdział. Widać jak Leo ją kocha i jest uzależniony.A Alexis ehhhh :/ kocham cię wiesz? <3
OdpowiedzUsuńpiękny <3 <3
OdpowiedzUsuńjaka ty jesteś zajebista <3 jakie twoje blogi są zajebiste O.o matko.. idealna :D jesteś świetna, ale to juz wiesz.. kocham, kocham, kocham.. i czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńpisałam, że uwielbiam tego bloga? *-*
OdpowiedzUsuńTo wszystko jest takie ...no takie ....aż bak mi słów ♥ ♥ ♥
OdpowiedzUsuńG E N I A L N E !!!
Genialny <3
OdpowiedzUsuńCudooowny <3 Kocham tego bloga *o* Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńGeenialny rozdział <3 Czekam na 6 ;) :*
OdpowiedzUsuńOjej < 33333 Cudowny rozdział ! ♥ Czytając go, starałam się utożsamić z Julią, co mi się udało. Czułam jej ból i wszystkie towarzyszące emocje, dzięki temu, że wszystko tak genialnie opisałaś < 3 !
OdpowiedzUsuńUwielbiam Ciebie i Twoje blogi ♥
Niech Julia przeżyje i żyje z Leo długo i szczęśliwie :3
Jest cudownie ♥
OdpowiedzUsuńpisz szybko następny! / Agnieszka
*______________* czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńJak Slodko *o* Bardzo dobrze piszesz, mozna sie tak jakby wczuc w glowna bohaterke.Choc niedlugo sie znaja, to i tak bardzo do siebie pasuja z Leo, to widac.Choroba im nie przeszkodzi w szczesciu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiaaaaam ;*
Geniusz! Nawet nie umiem wyrazić żadnymi słowami co myślę o tym rozdziale ;) Oby Julia przeżyła, ona i Leo razem są tak bardzo idealni... ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny <3
genialny <333 dopiero zaczynam czytać bloga i uważam, że jest cudowny!!
OdpowiedzUsuńw niektórych momentach sama się popłakałam :'(
OdpowiedzUsuńuwielbiam twoje blogi <3 czekam na kolejne!
Cudowne! Takie... wzruszające!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział z niecierpliwością i zapraszam do siebie na nowy blog :D
pilkarski-mezalians.blogspot.com
Boskie, Cudowne <33
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Blog Award
Szczegóły u mnie: http://leo-messi-gerrard-pique.blogspot.com/