(moja nowa ulubiona piosenka, więc teraz będę ją wrzucała gdzie tylko się da)
Od tygodnia wokół mnie, każdego dnia przewijały się dziesiątki osób, które posyłały w moją stronę ciepłe uśmiechy z chęcią dodania mi otuchy. Choć wiem, że powinnam odwzajemnić każdy, to tego nie robię. Dlatego, że mimo całej wdzięczności jaką posiadam dla tych ludzi, ciężko unieść kąciki ust, gdy tracisz wszystko i nie możesz nic z tym zrobić. Pech wyrzucił z mojego życia ważne osoby, to owszem. Jednak tym razem to ja namieszałam do tego stopnia, że sama nie wiem, czy to co robię jest dobre. Czy pozbycie się ostatniego człowieka, do którego się uśmiechałam było dobrą decyzją. Wiem tylko tyle, że nie chcę nikogo skrzywdzić, by nie pozostawić po sobie złych wspomnień. Pogodziłam się z możliwą śmiercią, ponieważ przeżyłam wystarczająco dużo z ludźmi, których zawsze chciałam poznać. Trzeba pozwolić chwilom odejść. Wyrzucając za siebie epizod z Lionelem Messim w roli głównej, narobiłam sobie jednak tylko kłopotów. Kazałam mu odejść, jednak z bólem. Wtedy zakończyło się moje życie. Utknęłam w szpitalu, gdzie wszystko się zakończyło, a jedyne co mi pozostało to nadmierne rozmyślanie. O nikim innym jak o Leo. O Leo i mnie. Zostałam ofiarą miłości. Pragnę Lionela, ale próbuję to zabić. Szpital wyraźnie temu nie sprzyja, nie ma tutaj niczego do roboty, nie można mnie nawet odwiedzać. Zresztą, kto by to zrobił? Jestem pewna, że gdyby Messi tylko mógł - byłby przy mnie, tylko jego na to stać. Jednak ja wówczas nie mogłabym na niego patrzeć tak samo, nie mogłabym spojrzeć w oczy ze świadomością, że niedługo odejdę, a wtedy on będzie cierpiał. Troszczę się o to, by o mnie zapomniał. To co czuję ja nie jest ważne, bo czas płynie nieodwracalnie.
- Cześć, jestem Jordi - wyrwał mnie z zamyślenia niski głos wysokiego bruneta wchodzącego do "palarni", czyli dawnych schodów. Przestraszył mnie, ponieważ właśnie nielegalnie truję się nikotyną.
- Oh, cudownie. Jakiś dziewiąty Jordi do kontaktów. - powiedziałam cicho i z ironią, co go rozbawiło.
Usiadł schodek niżej ode mnie i odpalił papierosa.
- Więc... bezimienna? - uniósł głowę - Co robisz na onkologii?
- Umieram. - odpowiedziałam szybko.
- Taka odpowiedź mnie nie zadowala. - uśmiechnął się.
- W takim razie jesteśmy kwita, bo mnie nie zadowala twoje idiotyczne pytanie. Nie przyszłabym tu do nikogo w odwiedziny z kroplówką na kółkach - spojrzałam na zegarek - o 5:43. - westchnęłam, zatopiłam papierosa w słoiku i ruszyłam do pokoju.
- Zaczekaj! Odprowadzę cię na salę. - krzyknął za moimi plecami, w momencie gdy otwierałam drzwi.
Korytarz był pusty.
- Może zacznijmy jeszcze raz. Jeśli chcesz - nie muszę być Jordi, mogę mieć na imię jak tylko zechcesz. - uśmiechnął się.
"W takim razie, cześć Lionel." powiedziałam cicho do siebie.
- Miej na imię... Romeo. - zaśmiałam się.
- Dlaczego akurat tak? - uśmiechnął się i zmrużył oczy.
Był bardzo przystojny. Wysoki brunet z dwudniowym zarostem, wyraźnie widać było, że nie bierze chemii. W moim przypadku już po tygodniu straciłam połowę moich włosów.
- Bo ja jestem Julia. - uśmiechnęłam się szeroko.
W tym momencie wytworzyłam sobie plan, jak szybko zapomnieć o Lionelu.
Zaśmiał się głośno, po czym patrzył na mnie uśmiechając się.
- Więc... co ty tutaj robisz? Nie wyglądasz na chorego. - przerwałam ciszę.
- Nie, to nie tak - pokręcił głową - Moja mama jest chora, jestem z nią tutaj prawie cały czas.
- Nie pracujesz? - zapytałam z ciekawości.
- Utrzymuję się ze spadku, póki co. - uśmiechnął się.
- Zupełnie jak ja. - powiedziałam i zatrzymałam się przy moim pokoju - Wejdziesz? - wskazałam na drzwi.
Moja sala różniła się od wszystkich. Reszta z nich była dwuosobowa, bez telewizora i panował zakaz wieszania czegokolwiek na ścianach. W moim oprócz telewizora i braku zakazów była też własna łazienka. Nie były to luksusy, ale jestem wdzięczna Lionelowi, że zapłacił mi za te miejsce.
- Jasne. - odpowiedział - Prywatna sala? Twój spadek musiał być większy niż mój. - zaśmiał się wchodząc do środka.
- Właściwie... umm... tak. - skłamałam.
Wyciągnęłam z kieszeni szlafroka paczkę papierosów i położyłam ją na szafce obok łóżka.
- Przepraszam, ale trochę mi słabo i potrzebuję się położyć. Nie obraź się.
Byłam w pozycji pół leżącej, a Romeo usiadł tuż obok moich nóg, opierając się o ramę łóżka.
- Długo już tutaj jesteś? - zapytał.
- Dzisiaj mija tydzień.
Romeo rozglądał się po pokoju, aż w końcu jego wzrok przyciągnęło kilka moich zdjęć z Lionelem stojących na półce nad łóżkiem.
- Znasz Messiego? - zapytał ze zdziwieniem i podziwem.
- Już nie. - sztucznie się uśmiechnęłam.
- Jak to już nie? To nielogiczne. - złapał jedną z ramek w ręce i przyglądał się fotografii.
- Zwyczajnie nie.
- Jaki on jest na prawdę? Opowiedz mi o nim, jestem jego ogromnym fanem. - uśmiechnął się i usiadł tam, gdzie wcześniej.
- Jest niesamowity. - przełknęłam głośno ślinę - Nie znam go długo, ale przekonałam się, jak ważni są dla niego wszyscy dookoła, ale nie on sam. Mieszka z rodzicami. On, bóg futbolu. - zaśmiałam się - Tylko dlatego, że czuje się przytłoczony w swojej willi. Dla czyjegoś dobra potrafi rzucić wszystko, trening, a nawet mecz. Jest jak dziecko, tylko pewne swoich uczuć. - po policzku spłynęła mi łza - Jednocześnie jak starszy brat, czy ojciec. Jest w stanie zrobić dla kogoś wszystko, po prostu. I wszystko jest dla niego możliwe. - rozpłakałam się.
- Hej, czemu płaczesz? - przybliżył się do mnie i otarł kciukiem moje łzy.
- Chyba przeszkadzam. - usłyszałam Jego głos. Głos Lionela.
- Nie! - krzyknęłam, lecz było już za późno, bo drzwi się za nim zamknęły.
- Czy... czy to był Leo? - zapytał Jordi.
- Tak! Nie siedź tak, zatrzymaj go. Błagam. - krzyknęłam.
Jordi wybiegł za nim, a ja wstawałam powoli z łóżka i razem z moim stojakiem na kroplówkę wyszliśmy z sali. Romeo i Leo byli już na moim horyzoncie, ale zatrzymał mnie krwotok z nosa.
- Błagam, tylko nie teraz. - powiedziałam do siebie. Póki jeszcze cokolwiek widziałam, przesunęłam się do ścianyi zjechałam na podłogę. Zakrywałam krew ręką, jednak leciały jej takie ogromne ilości, że spływała mi po ręce.
- Zawołaj lekarza! - krzyczał Leo do Romeo - Szybciej! - dodał głośno, kiedy ten się nie ruszał.
Kucnął na przeciwko mnie, jednak zamiast jednego Messiego, widziałam ich pięciu. Ściągnął z siebie bluzę i podał mi ją, bym zatamowała krwotok.
- Nie wiem co mam robić. - panikował.
Po chwili szara bluza adidasa była cała czerwona, a i z niej lała się krew.
- Będzie dobrze. - pogładził mnie po nodze Leo - Będę tutaj.
Zemdlałam.
***
(WŁĄCZ KONIECZNIE)
Obudziłam się w mojej sali, na zewnątrz było ciemno, jednak w środku świeciło się światło i grał telewizor. Przypomniały mi się słowa "Będę tutaj." wymówione przez Leo. Uniosłam głowę, by sprawdzić, czy siedzi na sofie, jednak nie miałam siły i wydałam z siebie cichy dźwięk.
- Julka? - zapytał Lionel i szybko wstał z kanapy.
- Tak. - odpowiedziałam cicho.
- Mam dla ciebie list.
- Od kogo? - zamknęłam oczy.
- Ode mnie. - na tę wiadomość szybko je otworzyłam. Leo był tuż obok mnie, z kartką papieru w ręce.
- Przeczytaj mi. - wyciągnęłam do niego rękę, a on złapał mnie za dłoń.
- Chcę tylko, żebyś wiedziała, że zrobię wszystko, abyś dała mi szansę. Chcę pokazać ci, że jesteś dla mnie ważna i że nigdy, przenigdy nie zostawiłbym cię samej. Nie potrafię funkcjonować jak człowiek, kiedy wiem, że jesteś w tym szpitalu całkiem sama. Ze świadomością, że mógłbym być teraz obok ciebie i być najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Rozumiem, czego się boisz. Sama mi o tym powiedziałaś, pamiętasz? - popatrzył na mnie, miał łzy w oczach - Mam nadzieję, że zrozumiesz jak ważna dla mnie jesteś, kiedy wreszcie wymyślę coś, żeby ci to udowodnić. Choć liczę na to, że list wystarczy.Zostałem odrzucony przez kobietę, dla której szczęścia odrzucam wszystko. Skrzywdziłaś mnie, ale staram się ciebie zrozumieć. Cuando alguien se va, el que se queda, sufre mas. (gdy ktoś odchodzi, ten kto zostaje cierpi najbardziej) - po jego policzku popłynęły łzy.
- Pocałuj mnie. - powiedziałam.
To właśnie zrobił.
***
Okropnie to mdlące, ech...
Obiecuję pisać regularnie, ponieważ mam jakiś-tam dostęp do laptopa, chociaż nie wiem, czy tablet nie jest wygodniejszy. :) Poza tym zakończyłam bloga, także teraz został tylko ten. :)
Czy ty lubisz imie Jordi coo? Hahhahaha genialny jak zwykle *__* dobrze ze Leo sie tam pojawil. Czekam ^^
OdpowiedzUsuńOooo...jak suodko na koniec <3 czekam na nexta...powiadamiaj mnie http://ask.fm/kochaniemexd
OdpowiedzUsuń"Oh, cudownie. Jakiś dziewiąty Jordi do kontaktów." hahahahahaha, rozwaliło mnie to XD
OdpowiedzUsuńBoziu, Leo jest tam taki kochany :(
Swietny, genialny, wspaniały, czekam na kolejny *O*
Jejku, tak smutno, ale też taki kochany Leo. :(
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :3
Jeju jak ja kocham twoje blogi *o*
OdpowiedzUsuńLeo taki słooodki ♥ Cudowny koniec, popłakałam się ;c ♥
Czekam na następny ;3
Jaki kochany Leo
OdpowiedzUsuńOni muszą być razem szczęśliwi, no ;_; <3
Cudowny rozdział <33
Kurde.. Genialny rozdział <3 Czytam tak w połowie i myśle sobie, że ona nie może być z tym Jordim, tylko z Leo i nie zapomni o nim tak szybko :D A tu takie, że on wchodzi.. Już myślałam, że Go nie dogoni i już nigdy się nie zobaczą ;c Teraz muszą być razem na zawsze <3 Tylko oby Julka nie zrobiło znowu czegoś, aby on nie mógłby być przy niej..
OdpowiedzUsuńPisz szybko kolejny <3
Niby słodko ale smutno :(
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział <3
Dopiero wpadłam na tego bloga i....jest genialny...
OdpowiedzUsuńPrzy tym rozdziale , przy tym co powiedział Leo aż mam łzy w oczach...bardzo bym chciała żeby Julia wyzdrowiała...
przepiękny rozdział, popłakałam się. Mam nadzieje, że Julia wyzdrowieje
OdpowiedzUsuńJaki cudowny rozdział *o* wreszcie udało mi się go przeczytać, ponieważ (nie wiem dlaczego) włączając go wyświetlała mi się pusta strona -,-
OdpowiedzUsuńGenialny, idealny, romantyczny <3 Uwielbiam Cię! ;*
Cudo <3 zapraszam do mnie, dopiero zaczynam http://barcaalways4ever.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńUwielbiam cię <3