- W czym mogę pomóc? - wyrwała mnie z zamyślenia blondynka, sprzedająca bilety lotnicze.
- Chciałbym zarezerwować dwa bilety do Nowego Jorku. - uśmiechnąłem się, a kasjerka poprosiła mnie o dane, jednocześnie spoglądając na mnie i niedowierzając, że to ja, Messi. Podałem wszystkie informacje, potrzebne do biletów, a wtedy blondynka poprosiła mnie o dwa autografy.
Punkt pierwszy na liście mogłem odhaczyć. Miałem być dobrą wróżką - będę dobrą wróżką. Wsiadłem do samochodu i wybrałem numer do Alexisa.
- Siemano. - powiedziałem szybko, gdy odebrał - Jest sprawa.
- Wal śmiało.
- Musisz wziąć od Julki kartę do jej pokoju w hotelu. Nie wiem, powiedz jej, że zgubiłeś portfel czy coś i nie masz gdzie mieszkać. Pozwoli ci. Potem mi ją dasz, a ja jej zrobię niespodziankę. No, i zabierzesz ją o 16 gdzieś, a odstawisz o 17, okej? Zrobisz to dla mnie? - zapytałem błagalnym tonem.
Sanchez westchnął teatralnie i chwilę nie odpowiadał.
- Okej. Mam nadzieję, że nie chcesz jej zgwałcić...
- Dzięki! Jesteś wielki! - odpowiedziałem z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy i przerwałem połączenie.
Tak na prawdę, nigdy nie byliśmy na randce. Najromantyczniejsza chwila w naszym związku była po ostatnich Gran Derbi. Nasz wspólny pierwszy raz również nie był zbyt nastrojowy. Chociaż... to całowanie nadgarstków mogło jej się podobać. Mimo wszystko, nasze uczucia co do siebie nie były wtedy jasno przedstawione i mogliśmy (a przynajmniej Julia) nie traktować tego poważnie. Pojechałem do kwiaciarni, gdzie kupiłem równo sto czerwonych róż. Następnie odwiedziłem restauracje, gdzie przygotowano dla mnie jedzenie na wynos, które wcześniej zamówiłem. Już w domu zgrałem na telefon ulubione piosenki Julki, które się nadadzą. Wszystko było już gotowe, więc zadzwoniłem do Alexisa, by zapytać jak mu idzie. Ma zostawić kartę na recepcji, gdy będzie wychodził z Julią do Dos Santosa. Powinienem być zazdrosny, ale nie byłem, ponieważ Alexis musiałby być skończonym idiotą, by w takiej sytuacji odbijać mi dziewczynę. Mimo wszystko, on nim nie był.
perspektywa Julii
- Wszystko super, tylko gdzie masz rzeczy? - zapytałam, siadając na sofie po turecku.
- Jakie rzeczy? - zapytał zdziwiony Alexis opierając się o futrynę.
- Skoro masz tu mieszkać...
- A! Pojadę po nie później. Jak będziemy wracać od Jony? - zasugerował.
- Okej. Pamiętaj, że śpisz na kanapie.
- Jasne! - wykonał salut i usiadł obok mnie - Jak tam z Leo?
- Srak. - odpowiedziałam szybko i oparłam brodę o kolano.
- No to gówniana sprawa... - uśmiechnął się - Możemy porozmawiać jak kiedyś?
- Możemy. Wrócę do niego, ale dopiero gdy się oswoi z tą sytuacją. Proste? Proste.
- Ale mnie korci... - westchnął, patrząc na mnie.
- O, nie, nie, nie Sanchez! Skoro tak, to idź sobie mieszkać u kogo innego! - krzyczałam wstając z kanapy.
Ten tylko się zaśmiał i od razu wytłumaczył.
- Korci mnie, żeby ci coś powiedzieć, ale nie mogę. - uśmiechnął się.
- Powiedz mi. - poprosiłam wracając na sofę.
- Nie ma takiej opcji! - powtarzał idąc do kuchni.
Westchnęłam i z zamkniętymi oczami oparłam głowę o oparcie. Alexis coś knuje. Znam go zbyt dobrze, bym tego nie wyczuła. Szybko podniosłam się z kanapy i stanęłam w drzwiach do kuchni.
- Czy ty się bawisz w swatkę? - zapytałam, opierając ręce na biodrach.
- Jaaa? Nie! - zdziwił się, szukając czegoś w lodówce.
- Knujesz coś! - krzyknęłam uśmiechnięta.
- Tym razem nie ja.
- Ty.
- Nie.
- Leo! - wykrzyknęłam.
Milczał.
perspektywa Lionela
- Dzień dobry. Jestem Lionel Messi, kolega Alexis Sanchez miał zostawić tutaj kartę do pokoju. - uśmiechnąłem się do recepcjonistki i próbowałem wyciągnąć dowód z portfela, jednak było mi ciężko, bo w rękach trzymałem dwa bukiety róż, oba złożone z pięćdziesięciu sztuk i torbę z jedzeniem, a także świeczkami i tak dalej.
- Wiem, kim pan jest - puściła mi oczko i podała kartę.
- Dziękuję!
Wjechałem na czternaste piętro i odnalazłem apartament numer 193. Rozejrzałem się po nim, tworząc w głowie jego obraz po dekoracji. Ułożyłem jedzenie podgrzane w moim mieszkaniu na talerze i zabrałem się za obrywanie płatków róży. Po kolejnych piętnastu minutach wytworzyły piękny dywan prowadzący do stołu. Potem szybko ułożyłem świeczki gdzie tylko się dało i zgasiłem światło. Stanąłem przy lustrze i poprawiłem białą koszulę założoną razem z czerwoną marynarką i jasnymi jeansami. Wybiła siedemnasta, a więc Julia powinna tu za chwilę być. Chodziłem nerwowo po apartamencie i walczyłem ze sobą, by po raz kolejny nie pokazać jej, że nie jestem gotowy. A to, czy jestem okaże się dopiero gdy ją zobaczę.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Alexis! Otwórz! Nie mam karty, idioto niereformowany! - krzyczała Julia przy drzwiach.
Ze ściśniętym żołądkiem złapałem za klamkę, lecz dopiero po odetchnięciu i poprawieniu fryzury otworzyłem jej drzwi.
Uniosła wzrok ze swojego iPhone'a na mnie i zaglądała na apartament przez moje ramię. Czułem, że jej nie zawiodę.
Złapałem ją za rękę i poprowadziłem do kuchni. Stanęliśmy na przeciwko siebie obok stołu, wciąż trzymając się za dłonie.
- Kocham cię, mogę ci to powtarzać to znudzenia. Sto, albo dwieście razy. - uśmiechnąłem się.
- Pięć razy wystarczy. - uśmiechnęła się szeroko.
- Kocham cię jeden, kocham cię dwa, kocham cię trzy... - nie dokończyłem, ponieważ uciszyła mnie pocałunkiem. Jeździłem ręką po jej brzuchu, dopóki nie oderwała się ode mnie.
- Najpierw coś zjedzmy. - przygryzła wargę - U Jonathana były tylko ciastka. - zaśmiała się.
- Wszystko już sobie wyjaśniłem, sam. Tym razem jestem już w pełni gotowy. - zapewniłem siadając do stołu.
- I? - zapytała spoglądając na mnie z ciekawością.
- I przeżyję z tobą całe życie w dziesięć miesięcy. - uśmiechnąłem się przekonująco.
- Nie mów, że chcesz mieć dzieci. - mówiła nakładając sobie kawałek kurczaka w miodzie.
Pokiwałem przecząco głową i zaśmiałem się. Z marynarki wyciągnąłem bilety na lot do Stanów Zjednoczonych i położyłem je obok talerza Julii, która o mało się nie zakrztusiła.
- A mecze? Tata dał ci urlop?
- Też się cieszę, że tam polecimy.
- Co ty najlepszego zrobiłeś? - przeraziła się.
- Mam kontuzję. - uśmiechnąłem się.
- Wariat! - krzyknęła uradowana i podbiegła do mnie.
Usiadła mi na kolanach i namiętnie mnie pocałowała. Ściągając z siebie ubrania, zmierzaliśmy do sypialni.
***
Najtrudniejsze rozdziały na tym blogu właśnie się zaczęły. Okropnie ciężko przychodzi mi ich pisanie, ale mam nadzieję, że tego nie widać. Dobra, nie oszukujmy się. XD Ten rozdział to jedno wielkie gówno, ale więcej z siebie nie wykrzeszę. :)
Dwa rozdziały do końca, lalalala
TYLKO ZWYCIĘSTWO! <3 18/03/2014, 20:45! <3
KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM! ♥
OdpowiedzUsuńJesteś moim Guruuu! ♥
Takie gówna to ja lubię czytać < 3333333
Kochany LEO! ♥
Nie potrafię się pogodzić z faktem, że ona umrze -_-
Uwielbiam Cię! ♥
ŁOOOOOOOOOOOOOOOOO < 3333
UsuńMój komentarz jest pierwszy B) ♥
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńJeżeli uważasz to za gówno, to w takim razie też chcę pisać takie gówna :D genialne to jest :)
Leo jest taki kochany, nie wyobrażam sobie co będzie gdy ona umrze...
Czekam na następny :)
Nie no, jeżeli twierdzisz, że ten rozdział to gówno, to moje blogi to cała "kupica gnoju" xd
OdpowiedzUsuńczekam na następne <3
Jakie gowno co Ty mówisz :P
OdpowiedzUsuńJest świetne :)
Bardzo podoba mi się postawa Leo
Jejku, jak słodkooo *O*
OdpowiedzUsuńLeo wreszcie zmądrzał ♥
Świetny rozdział <33
OdpowiedzUsuńLeo jak uroczo *o*
świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Leo w końcu zrozumiał to, że musi się pogodzić z jej odejściem :)
Leo i Julia = aww <3 uwielbiam ^^
OdpowiedzUsuńhttp://barcaalways4ever.blogspot.com/ - nowy rozdział na moim blogu:) zapraszam !
Jakie gówno, dziewczyno?!
OdpowiedzUsuńCudowny, świetny, piękny rozdział <33
Leo jest taki kochany... <3
Czekam na następny ^^
Moja nAti jest cudowna i genialna lalalala ♥♥♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, sorry, że dopiero teraz komentuję, ale dopiero dzisiaj zauważyłam, że jeszcze mam pytanie o skomentowanie w skrzynce na Asku :)
OdpowiedzUsuńNanananana ♥ Świetny (; <3
OdpowiedzUsuń